W przypadku takich sytuacji od lat niemal nikt nie jest w stanie oderwać się od swoich politycznych sympatii. Było to widać szczególnie wyraźnie w listopadzie 2020 r. Wtedy wątpliwości budziło najpierw zachowanie policji wobec protestów związanych z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji, a potem – wobec uczestników Marszu Niepodległości. W obu przypadkach widać było doskonale policyjną patologię, ale sympatycy opozycji nie umieli wyjść poza własne antypatie i zauważyć skandalicznego zachowania funkcjonariuszy 11 listopada (choć wśród poszkodowanych byli też antyrządowi dziennikarze), a z kolei sympatycy Marszu uważali, że biorący udział w „czarnych protestach” sami byli sobie winni.
Trzeba tu przypomnieć, że funkcjonariusze winni złamania prawa na stacji Warszawa Stadion 11 listopada 2020 r. pozostają bezkarni. Co prawda bowiem prokuratura przyznała, że do złamania prawa doszło, ale stwierdziła, że nie jest w stanie zidentyfikować konkretnych funkcjonariuszy, którzy mieli się tego dopuścić. Ci przesłuchiwani w tej sprawie zgodnie twierdzili, że nic nie wiedzą, a prokuratura jakoś nie miała chęci oskarżyć ich z art. 239 kodeksu karnego, mówiącego o utrudnianiu postępowania karnego.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.