ŁUKASZ ZBORALSKI: Może niektórych to zaskoczy, ale chciałbym z panem porozmawiać o edukacji…
GABRIEL JANOWSKI: … wie pan, to od dawna było w moich programach politycznych i bardzo często wywoływało zdziwienie, bo każdy zaczynał od gospodarki, a ja zawsze podkreślałem rolę szeroko rozumianej edukacji i nauki.
Słuchałem pana wielu wypowiedzi i wiem, że podoba się panu fiński model edukacji. Chciałby pan zmienić tak polskie szkoły?
Trzeba brać wzór z tych najlepszych. I niewątpliwie Finlandia uznana jest za jeden z czołowych krajów, w którym do edukacji przywiązuje się ogromną wagę, uczy się wspólnotowego działania, nie mówiąc o ograniczaniu korzystania ze smartfonów, by dzieci nie zajmowały się tym ponad miarę, żeby nie stawały się niewolnikami technologii. Nie tylko jednak Finlandię brałbym za wzór. Może nim być też Korea Południowa, w której nauczyciele są świetnie opłacani i ich nabór następuje poprzez konkursy. Zawsze marzyła mi się taka edukacja, która kształciłaby ludzi wszechstronnych, kreatywnych.
To się nam w Polsce chyba trochę udało?
Wie pan, pod koniec XIX w. w Japonii wprowadzono obowiązek szkoły podstawowej. Dziesięć lat przed tym w Polsce dopiero zniesiono pańszczyznę, a walka z analfabetyzmem trwała u nas jeszcze po drugiej wojnie światowej. To pokazuje pewną rozpiętość edukacyjną w Polsce i w niektórych krajach, które uzyskiwały przewodnictwo w świecie, rozwijając przemysł, gospodarkę, kulturę techniczną. Uważam, że nam w Polsce z edukacją udało się to tylko w części. Po przemianach w 1989 r. w większym stopniu dopuszczono szkolnictwo prywatne i powstawały szkoły, które próbowały różnego nauczania. Byli tam specjalnie dobierani nauczyciele, których pasją było edukowanie. Mam przyjaciół, którzy prowadzą takie szkoły. Natomiast to wszystko mieści się jednak jeszcze w tym schemacie klasycznej szkoły. A to, co jest novum w polskich warunkach, to edukacja domowa.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.