Bezpieczeństwo żywnościowe. W co gra Zachód i opozycja?

Bezpieczeństwo żywnościowe. W co gra Zachód i opozycja?

Dodano: 
Zbiory zboża. Zdj. ilustracyjne
Zbiory zboża. Zdj. ilustracyjne Źródło:PAP / Mateusz Marek
Norbert Kaczmarczyk | Sytuacja geopolityczna ostatnich lat sprawia, że wszyscy rozumiemy, iż jako świat stoimy przed wieloma wyzwaniami, które do tej pory nie były zauważane.

Mimo faktu, że żyjemy w XXI wieku, jesteśmy w stanie polecieć w kosmos, komunikujemy się z całym globem w odstępach kilkusekundowych to wciąż stajemy przed sytuacją, gdzie musimy tłumaczyć jak ważne jest bezpieczeństwo żywnościowe dla bezpieczeństwa państwa. Obserwujemy w ostatnim czasie niezrozumiałe działania urzędników, m.in. unijnych, którzy spychają rolnictwo na margines. Te abstrakcyjne działania każą zastanowić się nad tym, w co gra Zachód, ale też i opozycja.

Wojna na Ukrainie pokazała, że jako państwo w sytuacji kryzysowej sobie poradziliśmy – najpierw w tym wymiarze czysto ludzkim, gdy obywatele pokazali dobroć swoich serc przyjmując wielu obywateli sąsiedniego kraju pod swoje dachy. Jednak zbrojna agresja Rosji postawiła nas również przed innym trudnym zadaniem, dając nam rolę pierwszego kraju na tranzytowej drodze żywności, którą produkuje Ukraina. Należy tutaj podkreślić, że najważniejszymi pozycjami ukraińskiego eksportu rolnego są zboża, nasiona roślin oleistych oraz oleje roślinne. Poza Unią Europejską, największymi odbiorcami ukraińskich towarów są państwa azjatyckie (głównie Chiny) oraz afrykańskie, z przeważającą rolą Egiptu. W 2021 roku na rynki państw Unii Europejskiej sprowadzano z Ukrainy najczęściej olej słonecznikowy, kukurydzę oraz nasiona rzepaku. Jeśli mowa o Polsce, w całym poprzednim roku towary sprowadzone z Ukrainy stanowiły 3,8% naszego importu. Najczęściej sprowadzanymi produktami rolno-spożywczymi były olej sojowy (udział w całkowitym imporcie z Ukrainy ok. 20%), olej słonecznikowy (12%), owoce mrożone, głównie maliny i borówki (12%) oraz makuchy z nasion słonecznika (8,5%).

Pomimo tego, że Polska jest bezpieczna żywnościowo, to oczywistym jest, że w dzisiejszych czasach nasze życie uwarunkowane jest również sytuacją na całym świecie. Odróżniajmy jednak fakty i liczby od spekulacji a może nawet manipulacji. Ze zdziwieniem śledzę medialne doniesienia i wypowiedzi wielu osób uważających się za ekspertów, które wieszczą upadek polskiego rolnictwa i mówią o milionach ton zbóż wjeżdżających do Polski i zalewających nasz rynek. Gdybyśmy faktycznie rozmawiali o takich wartościach, zwłaszcza w okresie trwających żniw, wywołałoby to destabilizację, być może całkowitą, na naszym rynku żywnościowym. Matematyka ma jednak to do siebie, że nie da się nią oszukiwać. Dodatkowych wolumenów zbóż od początku wojny do początku lipca wjechało do Polski niespełna 700 tysięcy ton, z czego aż w 98% mówimy o kukurydzy. W porównaniu z analogicznym okresem czasu sprzed roku, sprzed wojny, te wartości są oczywiście procentowo dużo wyższe, jednak przy skali produkcji około 35 milionów ton zbóż w ujęciu rocznym przez nasz kraj, proszę sobie odpowiedzieć, czy 700 tysięcy ton w skali całego kraju, jest zalewem zbóż ukraińskich, niszczeniem rynku i wielką destabilizacją.

Oczywiście sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy jest trudna, zwłaszcza w obszarach przygranicznych, gdzie obserwować możemy lokalne nadpodaże wpływające na cenę poszczególnych produktów zbożowych, co jednocześnie jest zagrożeniem ekonomicznym dla tutejszego rolnictwa. Należy jednak pamiętać, że Polska w sytuacji, w jakiej się znajdujemy nie jest agresorem i nie może przerwać rosyjskiej inwazji. Możemy natomiast niwelować jej skutki i interweniować, co rząd w zakresie swoich kompetencji robi. Polska kolejny raz pokazuje Unii Europejskiej, że rolnictwo powinno być priorytetowym segmentem krajowej działalności, realizując m.in. niespotykany dotąd w innych państwach program dopłat do nawozów, niwelujący problemy w rolnictwie związane z wysokimi cenami gazu. Polska przeznaczyła na ten program blisko 4 miliardy złotych, z czego duża część środków trafiła już na konta rolników w naszej ojczyźnie.

Pragnę uspokoić – nie ma mowy o imporcie pełnego wolumenu zbóż ukraińskich do Polski. Tranzytowa rola Polski w bieżącej, nietypowej sytuacji polega na przewiezieniu tychże zbóż, kontroli nad załadowaniem ich do statków i transportu do krajów trzecich, głównie afrykańskich. Wynika to głównie z długotrwałej blokady portów czarnomorskich, przez które ów zboże nie miało możliwości wyjazdu przez prawie pół roku. Takie działanie nie jest działaniem docelowym, tylko wynika ze specyfikacji sytuacji, z jaką do tej pory nasze pokolenie nie musiało się ścierać. Nie możemy siedzieć z założonymi rękami i udawać, że problem nie istnieje, bowiem ewentualna światowa fala głodu uderzy również w nas, Europejczyków. Jednocześnie straszeni jesteśmy nielogicznymi informacjami, jakoby ewentualny zalew naszego rynku przez zboże ukraińskie miał sprawić, że żywność na półkach polskich sklepów znacząco podrożeje. Załóżmy - czysto hipotetycznie, bo tak się nie stanie, ale jednak - że tanie ukraińskie zboże faktycznie zacznie w znacznym stopniu pojawiać się na polskim rynku. Zgodnie z zasadami ekonomii, pojawienie się na rynku produktu tańszego sprawia, że ceny maleją. Dlaczego zatem powtarza się, że chleb w takiej sytuacji będzie kosztował 30 zł? To powinni wyjaśnić odpowiedni „eksperci”.

Spłycanie problemu wysokich cen zbóż do problemu wyłącznie chleba jest jednak nie na miejscu. Od wartości zbóż zależy wiele innych segmentów rolnictwa, w tym hodowla, gdzie wykorzystywane są produkty paszowe. Są pewne graniczne poziomy cenowe, których przekroczenie spowoduje problemy ekonomiczne – rolników (jeśli tona zboża na rynku kosztować będzie poniżej 1200 zł za tonę) lub konsumentów, płacących sporo więcej za mięso w sklepie i hodowców produkujących żywność pochodzenia zwierzęcego (gdy cena zbóż przekroczy 2000 zł za tonę). Rozumiem zatem Recepa Erdoğana, który walczył, by przyjąć ukraińskie zboże do swoich portów. Turcja umacnia w ten sposób swój status na świecie – mocnego gracza, który będzie odpowiedzialny za koordynację relokacji zboża z Ukrainy, tym samym kraju zwalczającego kryzys żywnościowy wywołany przez Rosję. W sytuacji, w której porty czarnomorskie były zablokowane przez wiele miesięcy, wyobraźmy sobie, że Polska posiada dodatkowe zbiorniki na 10 milionów ton zboża, które uruchomić możemy w sytuacji kryzysowej takiej jak ta, z którą zmagamy się dzisiaj. Kontraktujemy wówczas przyjęcie zboża od Ukrainy i sprzedajemy je bezpośrednio pośrednicząc pomiędzy naszym sąsiadem a państwami w Afryce. Zabezpieczamy w ten sposób polskie i europejskie rolnictwo, stając się jednocześnie godnym globalnym partnerem do wszelkiego rodzaju umów. Zbiorniki o których mowa, tak jak chociażby energia (w tym węgiel), w XXI wieku są bronią danego państwa, o czym Władimir Putin doskonale wiedział wprowadzając już przed wojną embargo na swoje produkty spożywcze, blokując tym samym sprzedaż własnych zbóż zanim padły pierwsze strzały na Ukrainie, potwierdzając intencje prowadzenia wojny na poziomie zarówno militarnym, jak i żywnościowym.

Wracając jednak do tematu zbiorników, nasza krytyczna infrastruktura tego typu w czasach komunizmu została zdewastowana, co osobiście odbieram jako atak na bezpieczeństwo państwa. Jej odbudowa to proces skomplikowany i czasochłonny, który trwa w naszym kraju już od trzech dekad. Dochodziło nawet do sytuacji, w których działki z silosami przejmowały osoby prywatne, a dziś na ich terenie stoją bloki mieszkalne. Gdy państwo posiada odpowiednie możliwości magazynowania, w momencie przekroczenia granic cenowych o których pisałem wyżej może interweniować chroniąc obywateli. Gdyby cena zboża przekraczałaby 2000 zł za tonę moglibyśmy uruchomić wolumeny zbóż na rynek krajowy, co utrzymałoby właściwe warunki ekonomiczne hodowli i cen w sklepach. Z kolei spadek cen pod granicę 1200 zł za tonę dawałby możliwość wyjścia tymczasowo z wyższą ceną rynkową przez państwo jako operatora, co jednocześnie oznaczałoby utrzymanie polskiego rolnictwa w trudnych czasach. Państwo weszłoby wówczas w rolę silnego stabilizatora sytuacji na rynku wewnętrznym i międzynarodowym w momencie kryzysu.

Nie tylko w Polsce, ale w całej Unii Europejskiej istotne będzie, jak w przyszłości zaprogramowany zostanie segment budowy zbiorników zbożowych o określonym wolumenie. Konieczne jest opracowanie oraz wdrożenie uproszczonych procedur realizacji takich zadań budowlanych, jak i ich odpowiednie dotowanie, np. z 50% ulgami. Istotne będą tutaj także gwarancje krajowe i europejskie na możliwość magazynowania i przechowywania tego zboża przez państwo. Takie działania będą mieć dwie zalety – po pierwsze doprowadzi to do dywersyfikacji bezpieczeństwa żywnościowego. Po drugie rolnicy rozbudowując dodatkową infrastrukturę krytyczną w postaci zbiorników byliby finansowani przez Unię Europejską i Polskę dla których ów zboża będą przechowywane.

Podczas, gdy zmagamy się z rolniczą dezinformacją, niestety na poziomie krajowym, intensywnie pracujemy nad obudową polskiego sektora spożywczego. Dlatego też w ramach Krajowego Planu Odbudowy zamierzamy przeznaczyć 4,5 miliarda złotych na odrodzenie polskiego przetwórstwa, wyprzedzanego w poprzedniej epoce przez rządzących upadającym komunistycznym ustrojem. Przetwórstwo w Polsce obecnie jest w pewnym stopniu niedofinansowane, co jest pokłosiem lat 90., gdy prywatyzowane zakłady w przeważającej większości rezygnowały z tego segmentu działalności. Dziś, gdy priorytetem jest skrócenie łańcucha dostaw, czas na przywrócenie przetwórstwu należytego miejsca.

Ciężko dziś przewidywać, jak rozwijać będzie się sytuacją za naszą wschodnią granicą. Możemy spodziewać się, że produkcja rolna Ukrainy w kolejnych sezonach będzie maleć – ciężko bowiem robić zasiewy pod rakietowym ostrzałem, ze zniszczoną infrastrukturą i innymi ważnymi stratami. Dodatkowo bieżący sezon produkcyjny był dla Ukraińców obfity, stąd też rosyjski atak sprawił, że wiele ton zboża zalega w kolejce na eksport. Należy jednak pamiętać, że zboża w Polsce nie zabraknie – nie importowaliśmy go z Ukrainy w ilościach, o których w ogóle warto dyskutować. Przy tak niewielkich wolumenach wieszczenie upadku polskiego rolnictwa ze względu na wjeżdżające do naszego kraju zboże jest po prostu wprowadzeniem polskich obywatel w błąd i wywoływaniem niepokojów społecznych. Czy świadomym i celowym?

Autor jest wiceministrem rolnictwa i rozwoju wsi, posłem Solidarnej Polski

Czytaj także