Faktycznie, pod każdym względem była ona, jak by to powiedzieć, ambarasująca. Otóż marszałek Stefanczuk był gościem specjalnym na Campusie opozycji, imprezie zorganizowanej przez Rafała Trzaskowskiego, której głównym motywem było biczowanie i wyszydzanie obecnego rządu. Ukraiński polityk wystąpił we wspólnym panelu z marszałkiem Senatu Tomaszem Grodzkim, gdzie razem (lub osobno) wzywali do budowy demokracji, co, jak wynikało z kontekstu, o który zadbali organizatorzy, oznaczałoby odsunięcie PiS od władzy. Piękny przykład ścisłej współpracy między ukraińskimi władzami a polską totalną opozycją, nieprawdaż?
Wizycie marszałka Stefanczuka towarzyszyło zaskakujące milczenie żarliwych obrońców rządu i jego ukraińskiej polityki. Przepraszam, udało mi się znaleźć jeden publicznie wyrażony głos zwątpienia, europosła Ryszarda Czarneckiego, który to dostrzegł niestosowność takiego zachowania. Zauważył, że przecież polski rząd robi, co może, wspiera, ile wlezie, jest adwokatem i lobbystą sprawy ukraińskiej, bierze na siebie (i swoich obywateli) ciężar pomocy, a tu nasz najbliższy sojusznik, któremu wszystko byśmy oddali, przyjeżdża do Polski i bierze udział w opozycyjnej hucpie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.