W Sejmie trwa właśnie wielkie starcie o polską edukację. Ponownie trafił do rozpatrywania projekt nowelizacji prawa, nazwany już wcześniej w mediach „lex Czarnek”. To ten sam projekt, którego Zjednoczona Prawica wcześniej nie mogła przeforsować – wiosną najpierw nie zgodzili się na takie zmiany senatorowie, a potem do gry wkroczył prezydent Andrzej Duda i nowelizację zawetował. Obecnie wróciła jako projekt poselski. To ma pewne zalety dla władzy – takie projekty omijają konsultacje społeczne.
Polską debatę rozgrzewały wcześniej inne zapisy tej nowelizacji, czyli zwiększanie władzy kuratorów nad dyrektorami szkół oraz kontrola dostępu organizacji pozarządowych do szkół (to z jednej strony pomysł bijący mocno w zaufanie do dyrektorów i nauczycieli – tak, jakby sami nie byli w stanie ocenić, czy coś przydaje się dzieciom w ich rozwoju czy wręcz im szkodzi; z drugiej strony – rzeczywiście do szkół wpuszczano rozmaite organizaje promujące nawet takie rzeczy, których nie życzyli sobie rodzice). Jednak istotą tej nowelizacji jest odcięcie prywatnych firm od przejmowania uczniów ze szkół publicznych. Idzie tu oczywiście o pieniądze, ale nie tylko. Bo szkoła jest miejscem, gdzie się młodych ludzi formuje (mniejsza o to, jak silny jest to wpływ).
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.