Współpraca Partii Zjednoczonych Publicystów Rządowych (PZPR) z premierem Donaldem Tuskiem i jego otoczeniem budzi podziw. Powinowactwo duchowe wręcz kwitnie. Można prezentować artykuły czy wypowiedzi członków PZPR jako wystąpienia Tuska i na odwrót, a nikt nie zorientowałby się, że są podmienione.
Co jest na przykład sednem afery podsłuchowej według „Polityki”? Demonstruje nam to okładka ostatniego numeru tygodnika zatytułowana „Ustrzelić Tuska”, na której mroczny typ celuje w czytelnika z pistoletu zakończonego mikrofonem. I już wiemy, że chodzi
o zamach na premiera.
W mediach PZPR (choć w III RP) znaczenia są odwrócone: przestępca staje się ofiarą, a ujawniający nieprawość staje się za nią odpowiedzialny. Nieprzypadkowo Jacek Żakowski tytułuje swój artykuł „Prawda was zniewoli”. A naczelny „Polityki” Jerzy Baczyński we wstępniaku „Wprost
spod stołu” pisze: „Są dwie wersje, jedna gorsza od drugiej. Albo dziennikarz redakcji Piotr Nisztor aktywnie uczestniczył w zakładaniu podsłuchów, albo redakcja jest bezwolnym narzędziem w rękach niezidentyfikowanej grupy hakowej”.
Dlaczego „bezwolnym”? Przecież opisując ponure rewiry rzeczywistości, dziennikarze korzystają z relacji szemranych, zwykle powodowanych interesownymi motywami świadków. Gdyby Janina Paradowska dostarczyła mi nagrania z kolegium redakcyjnego „Polityki”, to użyłbym ich, chociaż nie posądzałbym jej o bezinteresowność.
Dlaczego funkcjonować mają tylko dwie wersje? Dlaczego dziennikarz podsłuchujący rozmowy osób publicznych na temat
spraw publicznych dokonuje czegoś niewłaściwego? Itd. Oczywiście, Baczyński i jego towarzysze logiką się nie przejmują. Chodzi o to, aby wbić odbiorcom do głów jedyną dopuszczalną wersję.
Swoją drogą, samo istnienie „Polityki” to kuriozum. Ta arka przymierza między PRL a III RP, która niezmieniona przywędrowała do nas z czasów komunizmu – no nie, dokooptowała do swojego składu kilku młodych autorów „Tygodnika Powszechnego”, którzy dobrze odnaleźli się w nowym otoczeniu – a teraz poucza o standardach demokracji i praworządności, wydaje się fenomenem samym w sobie. Chociaż czy nie jest właśnie najdoskonalszym wcieleniem stanu III RP? Kryzys odsłania mechanizmy, tak jak podsłuchy pokazują prawdziwą twarz ekipy Tuska. – Komu to służy? Kto za tym stoi? Na czyj młyn to woda?! Jakbyśmy słyszeli PRL-owską propagandę. Tuż po obchodach 25-lecia wolności wracamy w czasy wcześniejsze. Tylko czy rzeczywiście opuściliśmy je na dobre?
Oczywiście, ABW to nie SB, a i prokuratorzy są bardziej tchórzliwi niż w PRL, co, na szczęście, udowodniło najście na redakcję „Wprost”. Propaganda PZPR jest co do joty ta sama. Partia to państwo, a premier to partia. Nie to ważne, co się mówi, ale z jakiej pozycji i z czyjego poduszczenia. Jeśli bowiem krytyka nie jest konstruktywna, a konstruktywna jest, gdy mieści się w linii partii oraz rządu, przeradza się w destruktywne krytykanctwo wymierzone w porządek naszego państwa. Kto na tym skorzysta? Przecież nie PZPR. Odpowiedzialni nie słuchają nielegalnych nagrań. •