Szanowny Panie Prezydencie!
Jak Pan zapewne już wie – choćby z prasy, bo wypaplał to minister spraw wewnętrznych w moim rządzie – państwo polskie, którego sprawami kieruję od prawie siedmiu lat, „istnieje teoretycznie, praktycznie nie istnieje”.
I właśnie w związku z tym, a precyzyjnie rzecz ujmując – w związku z tym, że Amerykanie jak zwykle nie kwapią się do przysłania do nas swych wojsk i wzięcia nas w obronę (co z kolei wygadał mój minister spraw zagranicznych), a Polski na razie nie stać na lepsze przygotowanie się do odparcia agresji ze strony Federacji Rosyjskiej, uprzejmie Pana proszę o pilne rozważenie odłożenia terminu ewentualnej napaści na nasz kraj o kilka–kilkanaście lat, co najmniej do początku, a jeszcze lepiej do końca lat 20. tego stulecia (a im później, tym lepiej). Być może do tego czasu uda się nam wysupłać nieco grosza na rozwój armii (i kontrwywiadu), na jej rozbudowę i doposażenie, a jeśli się nie uda, to mam nadzieję, że Pana nie zdziwi, iż będę wówczas znowu Pana prosił o prolongowanie potencjalnego ataku.
Panie Prezydencie, nie zamierzam ukrywać, że byłbym niezmiernie wdzięczny również za niewykorzystywanie przez Pana w najbliższym czasie, a zwłaszcza podczas najbliższej zimy, broni gazowej przeciwko Polsce. Wszystko przez to, że nie potrafiłem zwiększyć wydobycia naszego gazu ziemnego ani na czas zakończyć budowy gazoportu, który miał działać od dawna, a będzie gotowy być może dopiero w 2017 r., co z kolei – jak wiadomo – wyśpiewał mój były wiceminister finansów. Z gazem łupkowym też całkiem sobie nie radzę, wskutek czego kilka koncernów wydobywczych już uciekło z Polski, a pozostałe mogą to uczynić każdego dnia. Na domiar złego moi sojusznicy z UE odrzucili kluczowy punkt zgłoszonego przeze mnie pomysłu powołania unii energetycznej, a to oznacza – ni mniej, ni więcej – że nie chcą mnie wyręczyć w zadbaniu o energetyczne bezpieczeństwo Polski. Z tych wszystkich powodów łaskawe potraktowanie mojej Wielkiej Ojczyzny tej zimy – a być może także następnej (w 2015 r.) i jeszcze następnej (w 2016 r.) – odebrałbym jako gest prawdziwie dobrej woli ze strony Kremla.
Panie Prezydencie, nie ma się co oszukiwać, byłbym także mocno zobowiązany za zachowanie ciągłości dostaw ropy do Polski, czyli za danie więcej czasu (25 lat wolności to stanowczo za mało!) naszemu przemysłowi petrochemicznemu – wciąż w ponad 90 proc. uzależnionemu od ropy rosyjskiej – na przygotowanie się do przetwarzania surowca sprowadzanego z innych rejonów świata.
Wreszcie, Panie Prezydencie, byłbym ogromnie wdzięczny za jasną deklarację, która uspokoiłaby polską opinię publiczną, że dostawy zarówno ropy, jak i gazu do Polski nie zostaną przerwane także w przypadku ewentualnej napaści Rosji na mój kraj, gdyby do tego czasu nadal nie udało się nam od nich uniezależnić.
Z poważaniem,
Dumny Premier Dumnej III RP. •