Mam Szwagierkę. Jest matką moich Chrześniaków i z tego powodu utrzymuję z nią znajomość. To jedyny powód. Jest to także jedyny powód, dla którego ona utrzymuje jakiekolwiek kontakty ze mną. Szwagierka ma do mnie stosunek taki, jak – powiedzmy – Partia Zielonych: traktuje mnie jak szkodliwe, irytujące zjawisko; jak wysypkę w miejscu, po którym nie wypada się drapać przy ludziach. Gdyby nie Chrześniacy, Szwagierka organizowałaby pod moim domem protesty.
Kilka dni temu spotkaliśmy się na cmentarzu. Żadne z nas absolutnie tego nie chciało. Pomimo usilnych starań obu stron, by się omijać, nastąpiła konfrontacja twarzą w twarz. Stoimy nad grobem, a Szwagierka do mnie tak: – Jeszcze żyjesz? – Powinnaś się cieszyć. Gdybym cię nawiedzał jako duch, byłoby gorzej – odparowałem. – Jest mi to obojętne. Straszysz ludzi już za życia. – Nawzajem.
***
Nasze rozmowy są dobrym przykładem kulturalnej pyskówki. Sztaby wyborcze mogłyby zamawiać u nas riposty, które da się cytować bez pików. Jesteśmy dowodem, że najgorętsze emocje można wymieniać tonem chłodnym, bez wulgaryzmów i rękoczynów.
W USA do kampanii wyborczej wykorzystuje się teraz scenki takie, jak bijatyka dwóch golasów młotkami po głowach. Na Ukrainie parlamentarzyści regularnie okładają się pięściami w trakcie obrad – w sieci łatwo znaleźć filmy pochodzące z lat: 2021, 2018, 2014, 2010. Świat stacza się w chamstwo i chaos. W Polsce też – politycy mówią o przeciwnikach takie rzeczy, że gdyby to samo powiedzieli na weselu, trzeba by strzelić w pysk.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.