Zandberg przekonywał na antenie radia TOK FM, że startuje w wyborach prezydenckich, by skłonić do pójścia na wybory tych, którzy zawiedli się na rządzie Tuska, ale nie chcą głosować na prawicę.
– Kandyduję w tych wyborach po to, żeby wyciągnąć z domu ludzi, którzy inaczej po prostu nie pójdą głosować. Bo po roku tego rządu, po tych wszystkich rozczarowaniach i niespełnionych obietnicach machają ręką i mówią, że to nie jest dla nich – argumentował.
Przyznał, że on też jest rozczarowany polityką rządu koalicji 15 października/13 grudnia. – Nie dowozi rzeczy, które obiecaliśmy wspólnie rok temu w kampanii wyborczej i w dosyć bezczelny sposób mówi to ludziom – ocenił.
Zandberg o Tusku: Ceną za stołki dla Razem miało być milczenie
Współprzewodniczący partii Razem przekonywał, że jego ugrupowanie nie jest częścią politycznego układu. – Mieliśmy bardzo prostą propozycję: dostaniecie stołki; dostaniecie to, za czym lata połowa polskiej klasy politycznej – wspominał. Przypomniał, że ceną za stołki było to, że partia Razem "miała siedzieć cicho".
– Ja się na taki brudny układ nie zgadzam. Ja jestem tu po to, żeby reprezentować tych ludzi, którzy nam zaufali rok temu, głosując na konkretny program – oświadczył.
Jego zdaniem rząd Tuska, zamiast dotrzymywać obietnic wyborczych "postanowił wysługiwać się bankom, deweloperom, wielkiemu biznesowi". – I zostawić za burtą miliony mieszkańców takich miejscowości jak Płońsk. (...) Polska zasługuje na to, żebyśmy nie byli zmuszani ciągle do wyboru pomiędzy Tuskiem a Kaczyńskim – tłumaczył.
Na uwagę, że mówi dokładnie to samo, co inny kandydat na prezydenta Szymon Hołownia, Zandberg stwierdził, że "Hołownia dołączył do orszaku Tuska". Polityk Razem dodał, że woli rozmawiać o konkretnych rozwiązaniach, takich jak m.in. wzrost wydatków na ochronę zdrowia do 8 proc. PKB.
Czytaj też:
Wybrano polityków roku 2024. Kto wygrał w Polsce, a kto za granicą?