Jak to, nasz najbliższy sprzymierzeniec i naród, któremu udzielamy wielkiej pomocy, tak nas traktuje? Mówię o lekkiej konsternacji, bo natychmiast panująca u nas polityczna poprawność sprawiła, że większość polityków zaczęła grać w swoją ulubioną grę, czyli chować głowę w piasek. Podstawy tego rozumowania, sądzę, wyglądają tak: Rosja, jak tylko będzie mogła, to nas napadnie, więc krytykować Kijowa nie wolno.
Nic dziwnego, że przy takim założeniu nominacja Melnyka wywołała bardzo ograniczone echo. Były już rzecznik PiS Radosław Fogiel stwierdził, „że to niefortunne zdarzenie, nasi ukraińscy partnerzy powinni wykazać większe zrozumienie dla polskiej wrażliwości”. Ale właściwie dlaczego mają nasi ukraińscy partnerzy cokolwiek wykazywać, skoro my sami nie jesteśmy w stanie jasno określić swoich potrzeb i żądań? Równie niejasno wypowiedział się rzecznik MSZ, Łukasz Jasina: „Liczę na to, że różne nierozważne decyzje po obu stronach nie doprowadzą do zniszczenia kapitału, jakim są relacje polsko-ukraińskie”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.