Władza w USA przyznała się wreszcie, że kłamała w sprawie COVID. Nabijali statystyki zgonów, aby wywołać panikę. Przyznali, że robili to świadomie i celowo – ich celem była panika, ale mówią „mieliśmy dobre intencje”, bo „panika miała zachęcić społeczeństwo do ostrożności”. Acha, czyli gdy się ma dobre intencje, wolno kłamać i wywoływać panikę, a gdy się ma złe, wówczas identyczne zachowanie jest karalne.
Statystyki nabijano (i w wielu miejscach wciąż się nabija) za pomocą prostej sztuczki: władza dopłaca szpitalowi ekstrakasę, gdy do szpitala trafia pacjent z COVID. Za grypę nie dopłacają, za COVID owszem. Bingo!
Karetka przywozi pacjenta z zawałem serca. Zbadali krew, rutynowo, wykryli COVID, pacjent zmarł. Taki pacjent powiększał urzędową statystykę zgonów na COVID, choć przecież nie zmarł z powodu COVID.
Drugiego przywieźli z postrzałem. Rana z przodu mała, a na plecach dziura wielkości pizzy – zmarł ewidentnie od postrzału i nie da się tego zgonu wytłumaczyć inaczej, ale… biedny szpital w Oregonie może dostać dużo forsy z Waszyngtonu, jeśli pacjent ma COVID. No to co robią w szpitalu? Zgodnie z federalną procedurą zaznaczają rubrykę COVID za każdym razem, gdy wykryto ślad wirusa we krwi.
***
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.