Nienawiść i hipokryzja, czyli słów kilka o przypadku pedofila z PO

Nienawiść i hipokryzja, czyli słów kilka o przypadku pedofila z PO

Dodano: 
Był premier, lider PO Donald Tusk
Był premier, lider PO Donald Tusk Źródło: PAP / Tytus Żmijewski
Mikołaj Drozdowicz | Na kanwie tragicznej historii śmierci młodego człowieka polskie życie publiczne pokazało swoje najgorsze oblicze.

Rozbudzone do granic możliwości emocje, brutalna nagonka, wyzwiska, nakręcanie spirali nienawiści od wielu lat zatruwają Polakom życie uniemożliwiając im właściwe postrzeganie świata. Kiedy nienawiść triumfuje nad rozumem, trudno o dobre decyzje, roztropność oraz sprawiedliwe oceny. Podejmując ten trudny temat mam świadomość, że mierzę się z poważnym moralnym wyzwaniem. Czynię to jednak jako autor niezależny, odwołując się do zasad logiki i zdrowego rozsądku usuwając na bok wszelkie złe emocje.

Pretekstem dla najnowszej fali hejtu była tym razem okoliczność rzekomego ujawnienia danych ofiary ataku pedofila – członka PO przez dziennikarzy Radia Szczecin. I tu, żeby być precyzyjnym, należy wyjaśnić kilka kwestii. Dziennikarze nigdy nie ujawnili żadnych danych osobowych ofiar, nie podali imion, nazwisk czy adresów. Formalnie rzecz biorąc, dane ofiar zostały całkowicie zanonimizowane. W podobny sposób o sprawie informowały zresztą inne redakcje niezwiązane w żaden sposób z obozem władzy. Jednak nie ulega wątpliwości, iż materiał prasowy obejmował też pewne wskazówki, które może niezbyt precyzyjnie, ale jednak umożliwiały zawężenie kręgu osób, które mogły być ofiarami ataku pedofila.

Tyle że w publikacjach m.in. Agory wydawcy "Gazety Wyborczej" i portalu gazeta.pl taki sposób informowania o sprawach pedofilskich jest standardem. Dla przykładu fragment tekstu Patryka Pytlaka z portalu gazeta.pl z 23.08.2022. „Były proboszcz parafii w Ruszowie (woj. dolnośląskie) został skazany za wykorzystywanie seksualne niepełnosprawnych intelektualnie dziewczynek i najbliższe cztery lata ma spędzić w więzieniu. (…) Ksiądz Piotr M. w październiku 2021 roku został skazany prawomocnie na cztery lata pozbawienia wolności. To kara za molestowanie dwóch 10-letnich dziewczynek z niepełnosprawnością intelektualną, które przygotowywał do pierwszej komunii”. Następnie podana jest jeszcze informacja, z której wynika, iż do molestowania doszło w maju 2019 r. We wsi Ruszowo według Wikipedii mieszka ok. 1800 osób. Ile zatem niepełnosprawnych dziewczynek mogło być przygotowywanych do komunii w 2019 r. w tak niewielkiej społeczności? Jest niemal pewne, że tylko te dwie. Zatem Patryk Pytlak niemal palcem wskazuje na ofiary, które bez żadnych wątpliwości są identyfikowalne przynajmniej w społeczności lokalnej, a więc tam gdzie ich tożsamość powinna być najbardziej chroniona.

A oto inny przykład z "Wyborczej". Fragment tekstu Piotra Pacewicza z 2 sierpnia 2010 r. „Kaszubska wieś Bojano. Ksiądz zaprasza na plebanię 15-letnią Alę, by porozmawiać o problemach, o których mówiła na spowiedzi przed bierzmowaniem. Częstuje alkoholem, obmacuje”. Nie wiadomo czy imię ofiary zostało zmienione bo nie ma o tym wzmianki w tekście. Ale nawet gdyby tak się stało to we wsi Bojano liczącej około 3700 mieszkańców zapewne nie było wówczas zbyt wielu dziewczynek 15 letnich, a inne dane wskazane w tekście mogą również naprowadzić na prawdziwą tożsamość ofiary.

Takich przykładów z różnych mediów jest całe mnóstwo (zebrał je m.in. portal niezależna.pl) i w sumie trudno dziwić się, że dziennikarze Radia Szczecin zastosowali podobną konstrukcję dziennikarską w swojej relacji. Różnica jest tylko jedna. Ich informacja nie dotyczyła nadużycia seksualnego, którego dopuścił się katolicki ksiądz, lecz polityk PO
w dodatku zatrudniony w zachodnio-pomorskim urzędzie marszałkowskim, najprawdopodobniej członek tzw. społeczności LGBT.

Nie chcę się wyzłośliwiać i pastwić na salonowymi hejterami, bo ich hipokryzja jest aż nazbyt widoczna. Zrobię jednak wyjątek dla red. Terlikowskiego, który działając z gorliwością salonowego neofity, w sumie nadał całej sprawie rozgłos, w sposób skandaliczny zarzucając min. Czarnkowi uczestnictwo „w ponownym gwałcie na dziecku”. To o tyle szokujące, że Czarnek w ogóle niczego nie ujawniał, a jedynie skomentował wcześniejszą publikację Radia Szczecin i to w dosyć teoretyczny sposób. Gdybym zakładał, że polityk PIS może trafić w Polsce na bezstronny sąd, to spodziewałbym się naprawdę bardzo surowej i w pełni zasłużonej sankcji dla red. Terlikowskiego w procesie o ochronę dóbr osobistych, a także w sprawie karnej o zniesławienie.

To wszystko jednak jest tłem dla zrozumienia jak szkodliwy mechanizm został uruchomiony poprzez falę hejtu wymierzoną w dziennikarzy, którzy ujawnili pedofila w szeregach PO. W szaleństwie emocji pomijany jest bowiem jeden bardzo istotny szczegół. Chodzi o to, że skazany za pedofilię Krzysztof Faliński kandydat PO w wyborach samorządowych był nie tylko lokalnym działaczem politycznym. W wywiadzie udzielonym portalowi ebarlinek.pl Faliński obszernie opowiada o swoich dokonaniach zawodowych. I tu włos zaczyna się jeżyć na głowie. Doświadczenia zawodowe Falińskiego to jak sam mówi „w dużym stopniu praca z potrzebującymi wsparcia oraz w obszarach związanych z profilaktyką zdrowia w różnych jego aspektach”. Początki jego zawodowej drogi to Ośrodek Pomocy Społecznej w Barlinku, Środowiskowy Dom Samopomocy dla Osób z Zaburzeniami Psychicznymi, specjalistyczne usługi opiekuńcze w miejscu zamieszkania. Dalej wieje grozą jeszcze bardziej.

Faliński przedstawia siebie jako psychoterapeutę, specjalistę terapii uzależnień i trenera interpersonalnego. Jako terapeuta pracował m.in. w Zachodniopomorskim Towarzystwie Rodzin i Przyjaciół Dzieci Uzależnionych „Powrót z U” w Szczecinie, oraz w Centrum Terapeutycznym Symetria w Szczecinie.

W kontekście ujawnionych faktów groza sięga zenitu, gdy Faliński oświadcza, iż „mam to szczęście, że moje prywatne zainteresowania łączę w dużym stopniu z działalnością zawodową”.

Odnoszę wrażenie, że w potoku szamba jaki wylał się na dziennikarzy Radia Szczecin nikt nie zwrócił uwagi na przerażającą istotę problemu. Okazało się bowiem, iż skazany został pedofil, który przez wiele lat grasował w środowisku ludzi dotkniętych kryzysem, słabych potrzebujących pomocy i szczególnie narażonych na nadużycia. Skazany o zgrozo był terapeutą, który na co wskazuje miejsce jego pracy, mógł mieć na co dzień zawodowy kontakt z dziećmi i młodzieżą. Dodatkowo Faliński pełnił funkcję pełnomocnika ds. uzależnień w zachodniopomorskim urzędzie marszałkowskim, która z pewnością uwiarygadniała także jego poza-urzędniczą działalność. Optymistycznie zakładam, że większość ludzi, gdy już opadną emocje i wyblaknie nieco zacietrzewienie zda sobie sprawę z zagrożenia jakie ten człowiek wywoływał w związku z pełnieniem tak wrażliwych i wymagających ogromnej dojrzałości i stabilności emocjonalnej funkcji. Terapeuta dziecięcy okazał się być pedofilem. Przecież zbrodnią byłoby tej informacji nie ujawnić!

Pojawiają się głosy, że sprawa ma wymiar wyłącznie polityczny bo sprawca został skazany i odsiaduje wyrok, a więc system zadziałał. Całkowicie się z takimi opiniami nie zgadzam. Gdyby chodziło o urzędnika miejskiej geodezji zapewne można by uznać, że sprawa jest zamknięta. Jednakże chodziło o człowieka, który przez lata mógł mieć bezpośredni dostęp do terapeutyzowanych przez siebie dzieci i młodzieży, do ludzi bezbronnych i podatnych na manipulację. Nie twierdzę, że popełnił on inne przestępstwa niż te, za które został skazany. Trzeba mieć jednak na uwadze, iż specyfika kryminologiczna przestępstw pedofilnych obejmuje wielość ofiar oraz nadużyć popełnianych przez jednego sprawcę. I w tym kontekście sprawę należało dogłębnie wyjaśnić. Stawiam tezę, że politycy PO, którzy wiedzieli o sprawie i nie ujawnili jej wobec opinii publicznej w sposób świadomy zagrozili bezpieczeństwu zdrowia publicznego. Zamiast wyjaśnić sprawę zrobili w imię interesu partyjnego coś dokładnie odwrotnego, zamietli całą historię pod dywan w myśl doktryny „tylko nie mów nikomu”. Władze zachodniopomorskiego urzędu marszałkowskiego powinny najpóźniej tuż po powzięciu wiedzy o prawomocnym wyroku skazującym powołać komisję ds. wyjaśnienia działalności Falińskiego zarówno w urzędzie marszałkowskim ale przede wszystkim w jego pracy z osobami w kryzysie, a zwłaszcza dziećmi i młodzieżą. Sprawa powinna być nagłośniona w sposób bezpieczny dla ofiar przede wszystkim po to, aby osoby korzystające z usług terapeuty – pedofila miały możliwość zweryfikowania przebiegu i skutków owej terapii oraz innych zajęć z jego udziałem. Bo na końcu chodzi przede wszystkim o to, iż osoba z takimi zaburzeniami pod żadnym pozorem nigdy nie powinna robić tego czym dokładnie zajmował się skazany Faliński, gdyż grozi to spustoszeniem zdrowia psychicznego jego pacjentów.

W urzędzie marszałkowskim należało wiec również zorganizować grupę niezależnych psychologów, oraz zachęcić osoby które miały zawodowy kontakt z pedofilem - terapeutą oraz pracownikiem socjalnym, aby mogły one skonfrontować swoje doświadczenia pod kątem możliwych, a wręcz bardzo prawdopodobnych nadużyć. Tego wymagała elementarna przyzwoitość, a zamiast tego wybrano haniebną politykę.

Pomijając wszystkie inne aspekty, a przede wszystkim to, że dziennikarze nie napisali nieprawdy, istniał bardzo ważny interes społeczny dla ujawnienia tej sprawy przez media. W nauce prawa podkreśla się natomiast, iż istnienie takiego interesu wyłącza odpowiedzialność za naruszenie m.in. dóbr osobistych oraz niektóre inne naruszenia związane z działalnością prasową.

Problem ma także szerszy kontekst. Od dłuższego czasu środowiska lewacko – liberalne usiłują narzucić Polakom konsensus, zgodnie z którym pedofilia ma kojarzyć się wyłącznie z Kościołem. Ilość wyprodukowanych i nagłaśnianych materiałów prasowych na temat nadużyć popełnianych przez osoby duchowne jest znacząco nadreprezentatywna w stosunku do przypadków pedofilii w innych środowiskach. Efekt jest taki, iż wielu rodziców i opiekunów może odnosić wrażenie, iż pedofilia występuje wyłącznie wśród księży, choć obiektywnie jest to zdecydowanie niewielki odsetek wszystkich tego rodzaju spraw. W konsekwencji ludzie tracą czujność, zgodnie z fałszywym założeniem, że skoro dziecko nie jest pod opieką księdza to z pewnością jest bezpieczne. Należy przy tym pamiętać, iż Kościół, jako jedyna instytucja, wdrożył niezwykle surowe zasady ochrony dzieci i młodzieży. Tymczasem w wielu instytucjach i środowiskach jest to ciągle temat tabu, włącznie z partiami politycznymi. I być może także w tym fałszywym postrzeganiu rzeczywistości należy poszukiwać przyczyn ostatniej niewyobrażalnej tragedii.

Nota bene w ostatnim czasie forsowana jest w sądach zasada sankcji zbiorowej jeżeli chodzi o odpowiedzialność Kościoła za czyny pedofilne osób duchownych. To dosyć osobliwa konstrukcja opierająca się w istocie na zasadzie członkostwa – przynależności duchownego do danej diecezji lub odpowiedniej jednostki zakonnej. Dla przykładu w jednym z wyroków sąd wyprowadził karkołomny związek przyczynowo skutkowy wykazując, iż gdyby sprawca nie został przyjęty do seminarium, gdyby został odpowiednio przebadany, gdyby nie powierzono mu określonej funkcji itd. to nie doszło by do popełnienia przestępstwa na szkodę małoletniego. Przyjmując zasadę równości wobec prawa należy uznać, iż w orzecznictwie kształtuje się nieznana do tej pory zasada odpowiedzialności korporacyjnej, która powinna mieć zastosowanie również do innych instytucji i stowarzyszeń w myśl zasady lege non distinguente nec nostrum est distinguere. W konsekwencji nie ma żadnych przeszkód, aby odpowiedzialność majątkową za czyny pedofilne swoich członków ponosiły także partie polityczne czyli w tym przypadku PO. W końcu, gdyby Falińskiego nie przyjęto do PO, gdyby nie powierzono mu określonych funkcji, gdyby na gruncie polityczno - towarzyskim nie miał kontaktu z rodziną późniejszych ofiar zapewne nie doszłoby do tragedii.

Rodzinie zmarłego młodego chłopca składam najszczersze wyrazy współczucia. Tak zwyczajnie po ludzku.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także