Na kowbojskiej wiosce jest tylko jeden księgowy. Kościołów może być kilka, ale nie księgowych. Jedynym sposobem uporządkowania kowbojskich rachunków jest prowadzenie wszystkich spraw w jednym biurze – inaczej nigdy nie dojdziesz prawdy, nigdy nie uzyskasz kompletu dokumentów.
Kowboje nie rozumieją, po jaką cholerę władza wymaga rachunków, i to na papierze. Przecież mogliby przysłać poborcę podatkowego na rancho, poborca by z nami chwilę pogadał, a potem my odpalilibyśmy poborcy jakąś dolę na państwo i niech spada. Najbardziej normalne dla kowboja oraz najbardziej sprawiedliwe byłoby podymne – każda rodzina płaci tyle samo jako składkę na państwo. Drugie rozwiązanie jakoś tam czytelne to pogłówne, czyli każda osoba pełnoletnia płaci tyle samo.
… a to, co robią teraz, to granda! Te wyliczanki i progi podatkowe – kowboje tego nie rozumieją, uważają za Wielkie Oszustwo. Kowboj więc, owszem, zbiera wszystkie rachunki przez cały rok, ale sposób, w jaki je zbiera, jest odzwierciedleniem jego stosunku do podatków. Jemu podatki nie są potrzebne.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.