Informację o śmierci Marii Kiszczak podała w poniedziałek mediom jej córka, Ewa. W 2016 roku Maria Kiszczak zaoferowała szefowi IPN sprzedaż dokumentów dotyczących współpracy Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa. Była żoną Czesława Kiszczaka, byłego szefa MSW i współtwórcy stanu wojennego.
"Osobiście jej nie spotkałem, mimo że raz byłem u nich w domu. Odeszła, a ja mam do niej wielkie pretensje, bo dała się podejść. Przywieźli jej karton dokumentów z prośbą, żeby powiedziała, że ona to znalazła w szafie. I czekałem, aż wreszcie powie prawdę, ale nie zdążyła. Może gdzieś to zapisała. Postąpiła nie fair" – stwierdził Wałęsa w rozmowie z "Faktem"."Liczę, że może gdzieś zapisała prawdę, że komuś powiedziała, bo jednak dała się podejść i zrobiła bardzo niedobrą rzecz. Kiszczak walczył ze mną, ja walczyłem z Kiszczakiem. Ale kiedy się walka zakończyła, to nagrał to i powiedział prawdę, że nigdy nie było moich własnoręcznie podpisywanych dokumentów. Więc mimo wszystko zachował się porządnie na koniec swojego żywota. Ona mogła powiedzieć prawdę, że przywieźli jej karton dokumentów i powiedzieli, że ona to znalazła w jakiejś garderobie. I na to czekałem, że jak kiedyś przyjdą prawdziwe sądy, to ona to powie. Nie zdążyła" – przekonuje były prezydent.
"Prawda zwycięży"
Wałęsa zaznacza, że gen. Czesław Kiszczak chciał w niego wielokrotnie uderzyć, rozsyłając sfałszowane dokumenty na jego temat. "On te paszkwile wysyłał na różne adresy. Bo chodziło o to, żeby zabrać mi autorytet. I niektórzy z tych ludzi odsyłali to, np. do rządu" – mówi Lech Wałęsa i dodaje, że następnie szef MSW Krzysztof Kozłowski, zebrał te dokumenty i zamknął w kasie pancernej. Według noblisty, następnie jego przeciwnicy polityczni przejęli dokumenty i ogłosili je teczką "Bolka".
"Ona tego nie zrobiła, ale zrobią to inni. Ludzie są słabi i silni. Ona okazała się słaba. Ale prawda zwycięży, prędzej czy później" – podsumował Wałęsa.
Czytaj też:
Tusk zaprasza na marsz 4 czerwca. Wałęsa: Uczynię wszystko, by brać udział