Był to zarazem złoty wiek dla wielkich, sieciowych agencji reklamowych. Budżety kilkudziesięciosekundowych reklamówek wynosiły po kilka milionów dolarów, pracowali przy nich najwybitniejsi reżyserzy i operatorzy filmowi. Raczkująca dopiero branża komputerowych efektów specjalnych nie zabiła jeszcze w widzach zachwytu nad wizualnym przepychem produkcji. W agencjach reklamowych pracowali wtedy – i zarabiali krocie – najzdolniejsi stratedzy komunikacji i rzeczywiście nowatorscy badacze rynku. Szczególną renomą cieszyły się anglosaskie agencje reklamowe. Jedną z najlepszych była Ogilvy & Mather – prawdziwa legenda branży, założona przez sławnego copywritera Davida Ogilvy’ego. Jego kampanie reklamowe stały się kamieniami milowymi rozwoju komunikacji marketingowej, a stojące za nimi pomysły nawet po 70 latach wydają się nowatorskie. Malkontenci zarzucali im czasem cynizm w manipulowaniu zachowaniem odbiorców.
Być może wynikało to stąd, że w czasie drugiej wojny światowej Ogilvy był pracownikiem służb wywiadowczych, zatrudnionym przez brytyjską ambasadę w Waszyngtonie. Jego raporty i analizy niezwykle wysoko oceniał założony przez gen. Eisenhowera Komitet Wojny Psychologicznej, przygotowujący treści alianckiej propagandy wojennej w Europie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.