Emilia Romania, spichlerz Italii, słynie z doskonałej kuchni tudzież nietypowego krajobrazu. Spowita mgłami równina nadpadańska już wieki temu wpędzała co wrażliwszych podróżnych w depresję. Paweł Muratow, miłośnik włoskiej sztuki, przytłoczony „posępnym widokiem bagien i pól ryżowych, które otaczają Ferrarę”, marzył, by „jak najszybciej zostawić za sobą te smutne okolice i ujrzeć rześką, wesołą Bolonię”. W średniowieczu nazywano mieszkańców owej malarycznej krainy żabami. W maju, gdy Emilia Romania zmagała się z katastrofalną powodzią, te słowa nabrały nowego, dramatycznego sensu.
DWA KORCE ZBOŻA
Ferrara ma u rodaków opinię miasta zmysłowego. W XX w. przychodziło tu na świat najwięcej nieślubnych dzieci. Cudzoziemcy, zauroczeni filmami Antonioniego i obrazami de Chirico, wręcz przeciwnie, widzą w niej milczącą, pogrążoną w metafizycznym letargu enigmę. Jak na ironię kiedyś było tu bardzo gwarno. Pod rządami rodu d’Este miasto stało się mekką artystów oraz luminarzy renesansu. Dynastia, choć rycerskiego pochodzenia, powodzenie zawdzięczała sprytnym zabiegom dyplomatycznym, lawirowaniu między silniejszymi graczami. Niccolo III gościł na swym zamku dwóch cesarzy: niemieckiego i bizantyjskiego, papieża tudzież sobór, który pogodził (na krótko) łacinników i prawosławnych Greków.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.