„Nie jestem zaskoczony. Zaskoczeni mogą być tylko ci, którzy uparcie trwali w złudzeniach o jakiejś głębokiej, odnalezionej na nowo polsko-ukraińskiej przyjaźni – o ile oczywiście są w stanie się z nich wybudzić. Ja takich złudzeń nie miałem ani przez moment. Łączy nas z Ukrainą jeden wspólny interes, jakim jest powstrzymanie Rosji, ale dzieli nas bardzo, bardzo wiele. Poza wymiernymi interesami politycznymi i gospodarczymi – również historia” – pisze Warzecha na łamach Salonu 24 w tekście „Za bezczelność Drobowycza odpowiada Andrzej Duda”.
Warzecha: Brak reakcji – odwrotny skutek
„Jak już wiele razy pisałem i mówiłem – można było mieć nadzieję, że kwestie historyczne da się odłożyć całkowicie na bok, a historyczne wzorce, przyjęte przez Ukrainę po 2004 r., tak źle przez Kijów wybrane, zostaną zastąpione nowymi, pochodzącymi z obecnej wojny. To ostatnie jednak nie nastąpiło, za to postępuje mieszanie spraw starych z nowymi. Można odnieść wrażenie, że kult UPA nie tylko nie ustępuje, ale staje się w coraz większym stopniu częścią całkowicie oficjalnej, politycznej narracji obecnej władzy. Wszechobecność portretu Stepana Bandery w oficjalnej już właściwie symoblice i narracji, a co gorsza – w ukraińskiej pop-symbolice świadczy o tym wydatnie. Tym samym coraz trudniej jest mi bronić mojej własnej tezy, że należy oddzielić historię od bieżącej polityki” – dodaje publicysta „Do Rzeczy”.
Warzecha przyznaje, że słowa Drobowycza stanowią kolejny argument przeciwko wspomnianemu oddzielaniu. Publicysta zwraca uwagę, że mowa o szefie ważnej instytucji państwowej Ukrainy. Przypomina o nadziejach opinii publicznej, że IPN Drobowycza przyjmie kurs odmienny niż wtedy, kiedy na jego czele stał Wołodymyr Wiatrowycz.
„Historia łączy się tutaj coraz wyraźniej z bieżącą polityką – nie po polskiej, ale po ukraińskiej stronie” – nie ukrywa Warzecha.
Jak dodaje, „gdyby wypowiedź Drobowycza miała być jego prywatnymi harcami, to ze strony Kijowa powinien się pojawić jakiś komentarz, choćby delikatnie się od niej dystansujący. Nic takiego jednak nie nastąpiło”.
W dalszej części tekstu publicysta zwraca uwagę na kilka kwestii, m.in. na to, że do tej pory nie ma żadnej reakcji strony polskiej. Tłumaczy, że jeśli celem jest niezwiększanie napięć, to skutek będzie dokładnie odwrotny.
„Polska strona swoją ustępliwością i biernością niczego nie załatwia i nie załagadza. Jest wręcz przeciwnie: taka postawa ugruntowuje u wielu polskich obywateli przekonanie, że pomiędzy Warszawą a Kijowem istnieje z naszej strony jakiś rodzaj toksycznej zależności, który daje się wyjaśnić tylko albo głębokim psychologicznym uzależnieniem polskich decydentów, albo naciskami z zewnątrz” – czytamy w tekście.
Szef IPN Ukrainy domaga się odnowienia pomnika UPA w Polsce
Pytany o wypowiedź byłego już rzecznika polskiego MSZ Łukasza Jasiny, w której ośmielił się powiedzieć, że prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski powinien przeprosić za zbrodnię wołyńską, Drobowycz stwierdził, że był tym stwierdzeniem zaskoczony, ale "nie należy przesadzać". – Poza tym ostatnio widziałem informację w mediach, że ten urzędnik został już usunięty z pracy – dodał.
Zwrócił szczególną uwagę na zniszczenie jednego z pomników ku czci OUN-UPA na górze Monastyrz koło wsi Werchrata na Podkarpaciu. Zarzucił stronie polskiej, że nie wykryła sprawców i nikogo nie ukarała.
– Strona ukraińska stoi na stanowisku, że do czasu odnowienia tego pomnika w Polsce nie można wyrazić zgody na nowe wykopaliska i ekshumacje Polaków pochowanych na Ukrainie, ponieważ ukraińskie groby w Polsce są nadal zagrożone. Od 2019 r. kilkakrotnie wycofywaliśmy się z tej decyzji, aby wyjść z impasu, ale nie przyniosło to rezultatu, dlatego nalegamy na parytet w stosunkach – oświadczył.
Według niego przed inwazją Rosji na Ukrainę na górze Monastyrz "pojawiła się dziwna tablica, którą zainstalowała dziwna polska fundacja". – Treść tej tablicy nie odpowiadała treści zniszczonej i nie było na niej listy nazwisk (członków UPA zabitych przez NKWD - red.).
Dopytywany, jak odczytuje postawę Polski, Drobowycz odparł, że tłumaczy to sobie "niechęcią lub brakiem gotowości strony polskiej do przywrócenia sprawiedliwości, wypełniania własnego prawa i wywiązywania się ze zobowiązań międzynarodowych".
Czytaj też:
Produkty z wizerunkiem Bandery w centrum Krakowa?Czytaj też:
Antysystem o Wołyniu. Cejrowski mocno o polityce władz, Lisicki przeciw kultowi Bandery