Dokumenty kościelne coraz częściej używają tęczowej nowomowy, a za tym kryje się przecież nowa antropologia. Skoro Stwórca uformował człowieka na swój obraz, a człowiek jest jakoby queerowy – to taki musi być również Bóg. W lipcu tego roku niemal wszystkie gazety pisały o słowach anglikańskiego „arcybiskupa” Yorku, Stephena Cottrella, który zadał publicznie pytanie o stosowność brzmienia modlitwy „Ojcze nasz”. „Wiem, że słowo »ojciec« jest problematyczne dla wszystkich, którzy doświadczyli ziemskiego ojcostwa w wymiarze destrukcyjnym, w nadużyciach; dla wszystkich, którzy ciężko walczyli z opresyjnym patriarchalnym podejściem do życia” – powiedział dosłownie Cottrell w przemówieniu wygłoszonym do Synodu Generalnego swojej wspólnoty. „Ojcze nasz” jako przeszkoda w walce z patriarchatem? Dla anglikanów taka narracja nie jest jednak niczym nowym, wprost przeciwnie: od kilku miesięcy ich ciała decyzyjne zastanawiają się, czy nie należy oficjalnie odejść od mówienia o Bogu jako o mężczyźnie. Część anglikańskich pastorów złożyła formalne zapytanie do przełożonych, czy mogliby używać w odniesieniu do Boga języka „neutralnego płciowo”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.