Dwudziestu trzech członków załogi nie miało żadnych szans ugasić płomieni. Choć „Fremantle Highway”, 200-metrowy statek zbudowany specjalnie do przewożenia tysięcy samochodów, wyposażony był w nowoczesny system gaśniczy, pożar rozprzestrzeniał się po ładowni na tyle szybko, że instalacja przegrała walkę z ogniem. Członkowie załogi musieli skakać z dużej wysokości do wody, jeden z nich nie przeżył tej katastrofy.
Początkowo holenderska straż przybrzeżna twierdziła, że samochodowiec przewoził 25 aut elektrycznych. Po kilku dniach okazało się jednak, że e-samochodów było 20 razy więcej – 500 (z ogólnej liczby 4 tys., które znalazły się w jego ładowni). Spekulacje, że to właśnie auto elektryczne było źródłem problemów „Fremantle Highway”, podsycił fragment nagrania ujawniony przez telewizję RTL, na którym załoga samochodowca zgłasza holenderskim służbom pożar. Słychać w nim słowa: „Pożar zaczął się od baterii auta elektrycznego”. Niekontrolowany rozwój wypadków, który obezwładnił system gaśniczy statku, pasowałby do charakterystyki pożaru e-samochodów. Wiadomo bowiem, że takie auta jest dużo trudniej ugasić niż „zwykłe” spalinowe.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.