Pani zabija pana

Dodano: 
Fot. zdjęcie ilustracyjne
Fot. zdjęcie ilustracyjne Źródło:Pixabay
Wiesław Chełminiak | Czy istnieją miłość i porządni mężczyźni? – zastanawiają się bohaterki nowego filmu Ozona.

Kiedyś to Amerykanie szukali natchnienia we francuskim kinie, teraz jest odwrotnie. Fabuła „Mojej zbrodni” przywodzi na myśl „Chicago” i retrokryminały Allena. Dzieje się w Paryżu, w1935 r. Obleśny producent filmowy zostaje znaleziony martwy we własnym gabinecie. Cui prodest? Cherchez la femme. W rolach głównych: Madeleine – aspirująca aktorka, Pauline – prawniczka bez klientów – tudzież Odette – gwiazda niemego kina, która nie potrafi się pogodzić ze zmierzchem kariery. Jak to u Ozona – rzecz jest wykoncypowana i wystylizowana do granic możliwości. Wyjątkowo sprawny warsztatowo reżyser zapragnął udowodnić, że historię dziesiątej muzy ma w małym palcu i żadna konwencja nie jest mu straszna. Komedia o wojnie płci? Proszę bardzo.

Całość recenzji dostępna jest w 33/2023 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także