MOJA PÓŁKA | Aleksander Wat, akcentując jej egzaltację powiadał: „Niezbadana jest dusza kobiet fanatycznych, świętych Teres komunizmu, zwłaszcza Passionarii. To są mistyczki, które nie widzą rzeczywistości, raczej widzą inną rzeczywistość, której my nie widzimy”.
Czy Wanda Wasilewska była mistyczką?
No nie, nazwałbym ją za to kobietą rozkochaną. I nie myślę tu wcale o jej trzech mężach i o prawdziwych, a tym bardziej wyimaginowanych kochankach, ale o miłości do Kraju Rad, którą okazywała już przed wojną, formalnie będąc jeszcze w PPS, a nie w KPP (co zapewne uratowało jej życie), a ukoronowana została po klęsce wrześniowej, kiedy w końcu 1939 r. przyjęła sowieckie obywatelstwo. Nie ona jedna wprawdzie, bo było ono na zajętych przez Armię Czerwoną terenach Rzeczypospolitej powszechnie narzucane. I nie w tym nawet problem, że przyjęła je z radością, ba, z euforią. Chciała zostać Wandą Lwowną, to i została.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.