RYSZARD GROMADZKI: Jakie następstwa dla naszego rolnictwa i sytuacji politycznej w Polsce przed wyborami będzie miało zniesienie od 15 września unijnego zakazu importu ukraińskiego zboża do Polski?
JAN KRZYSZTOF ARDANOWSKI: Nie wyobrażam sobie, że raz jeszcze przeżyjemy to, czego przez półtora roku doświadczaliśmy z ukraińskim zbożem. To był ewidentny błąd, naprawiany teraz miliardami złotych z budżetu dla rolników. Chociaż w większości te pieniądze nie trafiły jeszcze na konta, to nie są zagrożone. Jednak czasami to wsparcie budzi wątpliwości, bo odbierane jest jak kiełbasa wyborcza. Chcę jeszcze raz uspokoić rolników – te pieniądze na pewno do nich trafią. Być może z opóźnieniem, bo Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa też „robi bokami”, jeśli chodzi o wypłaty.
Jednak problem zboża to nie tylko wyrównanie strat poniesionych przez producentów zbóż. Mamy za sobą ogromne problemy rynkowe w związku z niekontrolowanym napływem ukraińskiego zboża do Polski. Gdyby teraz miały one się powtórzyć, w wypadku zamknięcia „korytarza czarnomorskiego” oznaczałoby to, że w zwielokrotnionej skali będzie to koniec polskiego rolnictwa. Wiele gospodarstw by upadło.
Dlatego władze polskie nie mają żadnego wyjścia. Gdyby wyraziły zgodę na kolejny zalew Polski zbożem z Ukrainy czy importowanym, tak jak oczekują tego Ukraińcy, znowu z nieszczelnym tranzytem, oznaczałoby to wyrok śmierci na polskie rolnictwo. Trzeba być tego absolutnie świadomym. Do tego nie możemy dopuścić, nawet mając jak najlepsze intencje wobec Ukraińców i starając się im pomagać. Nie możemy zniszczyć polskiego rolnictwa.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.