DoRzeczy.pl: Jesteśmy świadkami kolejnej fazy kryzysu migracyjnego, tym razem dotyka on włoskiej wyspy Lampedusy. W jaki sposób powinny zareagować instytucje Unii Europejskiej?
Prof. Karol Karski: Pewne jest, że ten jeden wielki kryzys jest efektem prowadzonego na ogromną skalę procederu przemytu ludzi, którzy według kryteriów prawnomiędzynarodowych kwalifikuje się jako handel ludźmi. Te osoby są werbowane metodami czysto marketingowymi. Kilka lat temu byłem z grupą innych europosłów na Malcie, w siedzibie Europejskiej Agencji Wsparcia Azylowego. Ówczesny dyrektor przedstawiał nam, jak to wygląda: przemytnicy w tych swoich krajach mają reklamy w radio, telewizji, w internecie. Za transport płaci się konkretną kwotę, istnieje nawet możliwość wykupienia opcji dodatkowej, czyli opieki prawnika na miejscu, już po przekroczeniu granicy. To wskazuje, że część z tych osób, które podają się za aktywistów, czy adwokatów pro bono, to z pewnością są osoby, które także uczestniczą w tym procederze. Tak jak są adwokaci mafii na Sycylii, tak są adwokaci nielegalnych migrantów. To ogromny proceder przestępczy, który nie ma nic wspólnego z uchodźstwem. To nielegalne migracje zarobkowe, zresztą art. 31 ust. 1 Konwencji Genewskiej o statusie uchodźców z 1951 r., mówi o tym, że jeśli ktoś jest zagrożony we własnym kraju, to ma prawo legalnie przekroczyć jedną granicę, do pierwszego państwa bezpiecznego. Za przekroczenie kolejnych granic może być pociągnięty do odpowiedzialności karnej. Jest to bowiem działanie nielegalne, będące przestępstwem. Trudno sobie wyobrazić, by podawanie się za uchodźcę stanowiło przepustkę do swobodnego podróżowania po całym świecie. Chodzi o ochronę danej osoby, a nie znalezienie się w miejscu, gdzie otrzymuje się największe zasiłki.
W ubiegłym tygodniu odbywało się posiedzenie podkomisji praw człowieka Parlamentu Europejskiego i był na nim obecny holenderski generał Hans Leijtens, nowy dyrektor Frontexu. Generał wzbudzał niezadowolenie pewnych osób, mówiąc, że jego pierwszym zadaniem jest ochrona zewnętrznych granic Unii Europejskiej, choć oczywiście musi się to odbywać na zasadzie przestrzegania wszystkich standardów międzynarodowych. On nie jest od tego, żeby wpuszczać, on jest od tego, żeby nie wpuszczać, jeśli ktoś nie ma prawa przebywać na terenie Unii Europejskiej.
Migracje zawsze były, to zjawisko ogólnoświatowe, ale nigdy tak nie było, że każdy może jeździć wszędzie i czerpać z zasobów pomocy społecznej wybranego przez siebie państwa, nie podejmując pracy, nie integrując się, nie asymilując się.
Problemem zdaje się postawa państw, z których migranci przybywają.
Część tych osób do Europy trafia z Turcji, ale w tym przypadku dostają się z Tunezji i Libii. Notabene Tunezja wczoraj odmówiła wpuszczenia misji Parlamentu Europejskiego do siebie. Akurat proponowałem, żeby państwa, które uprawiają ten proceder, oznaczać jako państwa wrogie wobec Unii Europejskiej, w żaden sposób im nie pomagać. Tunezja jest akurat drugą – pod względem wielkości kwot – jednostką terytorialną po Palestynie wspieraną finansowo przez Unię Europejską. Trzeba wprowadzić pewną prewencję, stanowczo rozmawiać z tymi państwami. Polityka Unii powinna być pragmatyczna, nie powinna być polityką przyjazną wobec tych państw, ale powinna wyglądać tak, jak polityka Polski w stosunku do Białorusi. To w końcu jakaś forma agresji, utrzymywanie na swoim terytorium przestępczych grup, które z jednej strony zagrażają życiu tych ludzi, a z drugiej strony chcą ich wypchnąć za wszelką cenę na Morze Śródziemne. Tych ludzi trzeba odstawiać do miejsc, z których przybyli, to nie są niebezpieczne miejsca. Przez przyzwolenie stwarza się mechanizm, który zagraża tym ludziom.
W samej Afryce istnieje spora świadomość tego problemu. Parę lat temu byłem w Gambii, gdzie z grupą europosłów udaliśmy się w głąb tego państwa. W jednej z wiosek spotkaliśmy się ze starszyzną plemienną. Jeden z kolegów, Niemiec, zapytał się, jak oni zaopatrują się na problem migracji. Odpowiedź była zaskakująca i zastanawiająca – bo powiedzieli nam, że to dla nich problem, bo wyjeżdżają najlepiej wykształceni, najbardziej zaradni. Zostawiają rodziny, lokalne społeczności na tym tracą. Ci ludzie mieli też świadomość, że celem wielu przemytników jest zabranie im pieniędzy lub nawet ich zabicie.
Czytaj też:
Migranci na granicy z Białorusią: Kocham Niemcy, pier***ę PolskęCzytaj też:
"Zobacz, to włoska Lampedusa...". Nowy spot PiS uderza w Tuska