Mój stryjaszek (trzeciego stopnia) Jimmy Buffett zmarł sobie spokojnie w domu, mając lat 76. Księga Psalmów uczy, że normalnym wiekiem do umierania jest (było i będzie) lat 70, a „gdy jesteśmy mocni”, wtedy 80. Czyli Stryjaszek zmarł w wieku stosownym – ani za wcześnie, ani za późno. Jest dobrze! Stryjaszek wart był miliard dolarów – na tyle wyceniono jego majątek, który dziedziczą teraz żona (ta sama od roku 1977) i troje dzieci. Restauracje, hotele, kurorty dla emerytów, kasyna, statki wycieczkowe, samoloty, własny rum, piwo, koszule hawajskie, klapki i meble na plażę – wszystko, o czym opowiadał w piosenkach. Stryjaszek zaczynał w Nashville jako śpiewak country. Ostatecznie stworzył własny rodzaj muzyki – wyspiarski eskapizm – i z tego żył. Śpiewał o uciekaniu na Wyspy Szczęśliwe. Jeden z jego kasowych hitów opowiada o tym, „Jak by to było miło, spędzić Boże Narodzenie, na… Wyspie Bożego Narodzenia”. Ta wyspa istnieje naprawdę, ale jest położona w takim miejscu, że mało kto tam jeździ i mało kto wierzy w jej istnienie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.