Na portalu X pojawiła się obszerna relacja rolnika, który mieszka i pracuje w pobliżu granicy z Białorusią. To tam późnym latem 2021 r. wybuchł kryzys migracyjny, sterowany z Mińska.
"Pamiętam jak w sierpniu 2021 na granicy pojawiło się wojsko. Kosiliśmy wówczas pszenicę na tym samym polu, na którym dziś sieję pszenżyto (zdjęcie). To było 8 bądź 9 sierpnia 2021 roku. Widziałem strażników granicznych, którzy musieli wybierać, które grupy migrantów zatrzymują a które odpuszczają. Nie mieli wystarczającej ilości funkcjonariuszy do tego zadania. Pamiętajmy, że wówczas nie tylko nie było płotu na granicy, ale też żadnej innej choćby tymczasowej bariery. Już wtedy widzieliśmy kilkunasto a czasem kilkudziesięcioosobowe grupy migrantów, które przemierzały polne drogi, włamywali się do pustostanów, budynków gospodarczych (w tym kilkukrotnie do mojego garażu i domu po mojej babci), kilkudziesięcioosobowa grupa przeszła przez pobliską wieś, ciągając za klamki w drzwiach zaparkowanych pod domami aut. W sierpniu moja mama przestała chodzić po zmroku do ogrodu. Moja żona zabrała dzieci i pojechała na jakiś czas do Białegostoku" – wspomina rolnik.
Mieszkaniec Podlasia opisuje poczucie strachu, jakie panowało wśród mieszkańców Krynek i okolic. "Podczas szturmu na granicę w Kuźnicy, rodzice zabierali dzieci ze szkoły, inni widzieli wszystko z okien własnych domów (kilkaset metrów od granicy). Nasze pola nomenomen graniczą z granicą na odcinku 3,5 km. Widziałem wszystko od początku. Gdy powstał płot tymczasowy z drutu, nocami po drugiej stronie było widać ogniska migrantów. Ci nocami potrafili rzucać w naszych żołnierzy nie tylko kamieniami i butami (serio) ale także płonącymi badylami od których zapalała się trawa a czasem uprawy z pól. Żołnierze gasili to łopatami i swoimi butami. Każde auto potrzebuje serwisu, wymiany filtrów, olejów" – pisze.
W relacji wskazał też na postawę polskich służb: "Udostępniliśmy pro publico Bono w deszczowe dni naszą halę w tym celu dla żołnierzy. Pamiętam rozmowę z kierowcą wojskowej karetki, który mówił mi o połamanych szczękach, nosach, obojczykach, pękniętych czaszkach naszych żołnierzy, których odwoził z granicy".
Migranci chcieli do Niemiec
"Pamiętam Usnarz i lament, który mu towarzyszył. Byłem tam zanim pojawiła się telewizja. Takich Usnarzy było więcej, np. pod Minkowcami, Jurowlanami itd. Znikały po dwóch dniach, gdy nie było zainteresowania mediów i aktywistów. Do dziś niektórzy nie wiedzą, że pobocznym efektem pojawienia się mediów było pogorszenie sytuacji bytowej migrantów w Usnarzu. Pamiętam w końcu spotkania z migrantami. To byli bardzo konkretni ludzie, którzy wiedzą czego chcą. Jedni wzbudzali zaufanie, inni nie. Zawsze jednak pierwszą rzeczą o którą prosili, była podwózka do Niemiec lub jakiegoś większego miasta. Za tym szły oferowane sumy w dolarach. To było dla mnie zrozumiałe, po to się tu znaleźli. Od początku wiedzieli w jaką grę przyszło im grać. Przyjmowali wodę i jedzenie, choć nie takiej pomocy ode mnie oczekiwali. Dla mnie pomocą było jedzenie i woda, koce termiczne itd. Dla nich podwózka do Berlina. Nigdy nie spotkałem człowieka głodnego, czy chorego (nie wykluczam, że takich nie ma). To były trzy różne postawy migrantów, które zmieniały się względem tego z kim przyszło im się spotkać. Inaczej zachowywali się wobec żołnierzy i strażników, inaczej wobec mediów i aktywistów. Myślę, że najbardziej szczerzy byli wobec nas – autochtonów. To żadna tajemnica, rozmawiałem o tym także ze znanymi aktywistami, też tak to widzą. Anegdoty, przykłady i inne zdarzenia mogę przytaczać do jutra, jednak nie o to w tym chodzi" – zaznacza rolnik.
Mieszkaniec terenów przygranicznych podkreśla, że działania państwa sprawiły, że dziś można tam czuć się bezpiecznie. "Dziś już nie relacjonuję wam sytuacji z granicy tak jak jeszcze rok temu. Z prostego powodu. Na moim odcinku jest bardzo spokojnie. Płot odciążył żołnierzy i SG. Daje tak potrzebny na reakcję czas. Migracja przeniosła się tam, gdzie tego płotu nie ma. Nikogo nie dziwi widok żołnierzy, nikt nie płacze, że żołnierz wszedł do sklepu z bronią. Moje dzieci bawią się spokojnie pod domem, w czasie gdy ja jestem w polu. Ludzie nie boją się wychodzić po zmroku. Żyjemy normalnie" – zaznacza użytkownik Jacek Słoma.
Czytaj też:
"Coś niewyobrażalnego". Seweryn broni HollandCzytaj też:
Niemcy wprowadzą kontrole na granicy z Polską