DoRzeczy.pl: Dokładnie osiem lat temu opuściłeś areszt śledczy, w którym przebywałeś kilkadziesiąt miesięcy. Jakie emocje towarzyszyły ci tego dnia?
Maciek Dobrowolski: Emocje są nie do opisania. Po długim zamknięciu w areszcie śledczym, gdzie nie ma możliwości żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym, poza kontaktem z adwokatem i spotkaniami z najbliższymi, które i tak były ograniczone do widzeń przez pleksię, zyskałem wolność. Warto przypomnieć, że przebywałem areszcie śledczym, gdzie obowiązują inne zasady, niż w zakładzie karnym. Człowiek nie wie też, ile czasu tam spędzi. Można tak, jak w moim przypadku spędzić 40 miesięcy, a może być to dużo krócej…
To uczucie nie do opisania, tak jakbyś znalazł się na innej planecie. Byłem otoczony szarym murem na dwunastu metrach kwadratowych celi, a na wolności mamy nieograniczone możliwości do działania, do życia. Tam nie masz żadnego wpływu na nic, jesteś uzależniony od administracji, biurokracji, decyzji podejmowanych poza tobą. To ubezwłasnowolnienie. Na wolności samemu podejmujesz decyzje i ponosisz za nie odpowiedzialność. Warto pamiętać, że moja sprawa była nagłośniona przez akcję #UwolnićMaćka, gdzie o moje uwolnienie walczyli zarówno kibice, ludzie anonimowi, rodzina, bliscy. Wszystko połączone ze sobą sprawiło, że ten dzień był wyjątkowy w moim życiu.
Po ośmiu latach twój koszmar trwa nadal. Sprawa sądowa wciąż się toczy, co zajmuje ci znaczną część życia.
Nie wdając się w politykę, ale najciekawsze jest to, że paradoksalnie wychodząc z aresztu, stojąc przed bramą Aresztu Śledczego na Białołęce, moja sytuacja dotycząca sprawy była na dalszym etapie, niż jest teraz, osiem lat później. To najlepsze podsumowanie całej sytuacji. Każdy może z tego sam wyciągnąć wnioski i przemyślenia.
Dlaczego?
Po dwóch latach mojego siedzenia w areszcie ruszyły sprawy. Wtedy odbywały się regularnie, byłem na nie wożony z innymi osadzonymi. Wszystko postępowało, były okazania, wyjaśnienia, prowadzono czynności procesowe. Od tamtego czasu minęło osiem lat… Najpierw sędzia Aleksandra Kussyk z nieznanych mi powodów zrezygnowała ze sprawy, która wróciła do punktu zero. W sprawach karnych ten sam skład sędziowski, który zaczął sprawę, musi ją dokończyć. Gdy sędzia zrezygnowała, to po jakimś czasie wylosowano sędziego Piotra Gąciarka, który prowadził sprawę do czasu zawieszenia w czynnościach służbowych (sędzia Gąciarek został zawieszony przez Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego – przyp. red.). Sprawa znowu utknęła w martwym punkcie. Po przywróceniu sędziego Gąciarka do orzekania, ta całkiem niedawno ponownie ruszyła od początku…
Sędzia Gąciarek jest znany z politycznego zaangażowania. Nie rodzi to twoich pewnych obaw?
Nie chcę mieszać polityki do tego wszystkiego. To niebezpieczne i niepotrzebne. Wydaje się, że sprawa w sądzie powinna być sprawą apolityczną, pozbawioną emocji politycznych. Tutaj niestety od samego początku polityka jest w to wmieszana. Na wiele rzeczy nie mam żadnego wpływu. Czytelnicy muszą to wszystko sami ocenić. Dla mnie najistotniejsze jest podkreślenie, że moja sprawa jest w gorszym punkcie niż osiem lat temu…