Lisicki vs. Google. Mec. Malewski: Sąd wszedł w publicystyczną wojenkę

Lisicki vs. Google. Mec. Malewski: Sąd wszedł w publicystyczną wojenkę

Dodano: 
Temida
Temida Źródło:PAP
Ideologia ruchu LGBT cieszy się pewnego rodzaju szczególną ochroną przed sądami. Do tego stopnia, że krytyka tej ideologii jest mocno utrudniona, żeby nie powiedzieć, że jest całkowicie niemożliwa – mówi mecenas Bartosz Malewski z Centrum Interwencji Procesowej Ordo Iuris w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl.

DoRzeczy.pl: Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił powództwo red. naczelnego "Do Rzeczy" Pawła Lisickiego w postępowaniu przeciwko firmie Google. Jak pan ocenia decyzję sądu?

Bartosz Malewski: Powiem szczerze, że jest zaskakująca, choć jednocześnie wpisująca się w tendencje które są widoczne w polskim sądownictwie coraz częściej, a na Zachodzie już od dawna.

To znaczy?

Obserwujemy pewne odejście przy wyrokowaniu od norm prawnych, które funkcjonują w obiegu prawnym na rzecz orzekania według indywidualnego systemu wartości uznawanego przez sędziów. Tutaj ideologia ruchu LGBT cieszy się pewnego rodzaju szczególną ochroną przed sądami. Do tego stopnia, że krytyka tej ideologii jest mocno utrudniona, żeby nie powiedzieć, że jest całkowicie niemożliwa. Przykład dwóch odcinków programu „Wierzę. Magazyn katolicki”, w których brał udział redaktor Paweł Lisicki jest tego doskonałym przykładem. Jeżeli ktoś oglądał programy w sposób wnikliwy i przysłuchiwał się temu, co rozmówcy mówią, ten bez problemu stwierdzi, że nie było tam namawiania do nienawiści, czy mowy nienawiści. Takie wyroki jak ten, zmierzają do ograniczenia faktycznego ograniczenia swobody słowa. Powoływanie się przy tym na tzw. mowę nienawiści przez sąd, która jest pojęciem nieostrym, niezdefiniowanym w polskim systemie prawnym, bardzo ułatwia posługiwanie się takim sformułowaniem i wydawanie takich orzeczeń.

Dlaczego ułatwi?

Ze względu na to, że jest to pojęcie bardzo obszerne, pod które można podpiąć wszystko. To swego rodzaju wytrych służący wprowadzania poprawności politycznej na wyższy poziom, co ostatecznie prowadzi do ograniczenia podstawowych praw i wolności.

Co ciekawe, sąd zdecydował się stwierdzić, że red. Paweł Lisicki mówił „od rzeczy”. To chyba niespotykana forma publicystyki na sali sądowej?

Sąd w ten sposób wszedł w rolę publicystycznej wojenki. Sąd stwierdził, że redaktor jest redaktorem naczelnym gazety „Do Rzeczy” a mówi „od rzeczy”. Tego rodzaju sformułowania i złośliwości są znane w polskiej debacie publicznej, są właściwe dla polityków i publicystów, ale nie dla sądu. Sam z zaskoczeniem odnotowałem ten fragment uzasadnienia sędzi. Było to wysoce nieprofesjonalne.

Jakie będą państwa dalsze kroki w tej sprawie?

Na ten moment na pewno złożymy wniosek o pisemne uzasadnienie wyroku. Następnie zapoznamy się z nim, po czym będzie zastanawiać się nad tym, czy złożyć odwołanie do drugiej instancji.

Czytaj też:
Tęczowy przewrót papieża Franciszka. Grupa kardynałów i biskupów stawia opór
Czytaj też:
Niemiecka gazeta pisze o "Polsce A" i "Polsce B"

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także