Z tego punktu widzenia jego mętna i pokrętna odpowiedź na tzw. dubia pięciu kardynałów jest tylko potwierdzeniem smutnej prawdy, zgodnie z którą lawendowa mafia opanowała Watykan. Franciszek, jak słusznie piszą media, pierwszy raz w historii dopuścił błogosławieństwo par jednopłciowych. Można to wprawdzie nazwać jedynie uchyleniem drzwi. Ale doświadczenie ostatnich lat pokazuje, że to co początkowo mogło się wydawać wyjątkiem rychło stało się regułą. Zresztą o jakim wyjątku może być mowa, gdy chodzi o obiektywne, moralne zło?
Swoje wątpliwości w formie pytań skierowało do papieża pięciu kardynałów: Walter Brandmueller, Raymond Leo Burke, Juan Sandoval Íniguez, Robert Sarah i Joseph Zen Ze-kiun. Jedno z nich odnosiło się właśnie do błogosławieństwa przez księży par homoseksualnych – co jest praktyką powszechną w Niemczech czy Belgii i jednocześnie praktyką bluźnierczą i całkowicie sprzeczną z całym nauczaniem katolickim. Ale nie dla Franciszka.
Wprawdzie przyznał on, że „Kościół ma bardzo jasną koncepcję małżeństwa: związku wyłącznego, stabilnego i nierozerwalnego między mężczyzną i kobietą” i że z tego powodu „Kościół unika wszelkiego obrzędu czy sakramentu, który mógłby stać w sprzeczności z tym przekonaniem i sugerować, że za małżeństwo uznaje się to, co nim nie jest” ale, jak rasowy modernista w dalszej części wywodu dodał jedno drobne „ale”. W rezultacie faktycznie zaprzeczył swemu twierdzeniu, dopuszczając błogosławienie tego, co Kościół uważał zawsze za grzech wołający o pomstę do nieba. Z prawdziwie faryzejską zręcznością papież postanowił przeciwstawić sobie prawdę i troskę duszpasterską. Zgodnie z ta pierwszą Kościół błogosławić aktywnych homoseksualistów nie może, zgodnie z ta drugą dlaczego nie?