Kandydat KO zawiesza kampanię. "Szokujące informacje"

Kandydat KO zawiesza kampanię. "Szokujące informacje"

Dodano: 
Kandydat do Sejmu z listy Koalicji Obywatelskiej Sebastian Kościelnik
Kandydat do Sejmu z listy Koalicji Obywatelskiej Sebastian Kościelnik Źródło:PAP / Szymon Pulcyn
Kandydat Koalicji Obywatelskiej do Sejmu Sebastian Kościelnik poinformował, że zawiesza kampanię wyborczą

"Szanowni Państwo, Z uwagi na szokujące informacje, które otrzymałem od swojego pełnomocnika, zmuszony jestem do zawieszenia mojej kampanii wyborczej" – poinformował kandydat we wtorek wieczorem.

W kolejnym wpisie podał nieco więcej informacji. "W nawiązaniu do mojego poprzedniego wpisu, jutro opublikuję szczegółowe oświadczenie w sprawie. Także jutro o godzinie 12:30 odbędzie się konferencja prasowa w parku Świętokrzyskim w Warszawie (przy fontannie), podczas której przekażę więcej szczegółów Bardzo dziękuję za wszystkie wyrazy wsparcia. Do zobaczenia" – wskazał Kościelnik.

Ostatecznie okazało się, że chodzi o sprawę wypadku z 2017 r.

twitter

Tymczasem na krótko przed informacją o zawieszeniu kampanii, kandydat KO zachęcał do oddania nie niego głosu. "Kandyduję do Sejmu, aby przywrócić znaczenie słów Prawo i Sprawiedliwość, ponieważ zostały one przez 8 ostatnich lat zdeptane i utraciły swą wartość. Zdecydowałem się na ten krok, aby ukrócić szaleńcze jazdy kolumn rządowych oraz sprawić, aby polskie drogi stały się bezpieczniejsze. Zamierzam aktywnie i intensywnie działać na rzecz praw zwierząt, by chronić je przed krzywdą ze strony człowieka" – deklarował Sebastian Kościelnik.

Wypadek z seicento

Przypomnijmy, że Kościelnik zaistniał w mediach po wypadku z kolumną byłej premier Beaty Szydło. Jako kierujący fiatem seicento został uznany za winnego spowodowania wypadku, do którego doszło w 2017 roku. Jednocześnie wykonanie kary za to przewinienie zostało, decyzją z lutego, zawieszone na okres 1 roku. Prokuratura domagała się roku pozbawienia wolności. Obrona wnioskowała o uniewinnienie.

Jak współwinnego całego zajścia sąd uznał także funkcjonariusza Biura Ochrony Rządu, który podczas omijania auta nie włączył sygnałów dźwiękowych. Tym samym samochód wiozący ówczesną premier nie był, w świetle przepisów, pojazdem uprzywilejowanym.

Orzeczenie krakowskiego sądu częściowo utrzymało wyrok sądu pierwszej instancji.

Czytaj też:
"Szuka się winnych". Bochenek o sytuacji wokół Tuska
Czytaj też:
Ekspert: Jest scenariusz, w którym po wyborach PiS się rozpada

Źródło: X / Onet
Czytaj także