Europa chce się pozbyć transportu, do którego przyzwyczailiśmy się przez ostatnie 100 lat. Samochody spalinowe mają zniknąć z dróg. Najpierw – i to było chyba łatwiej zrozumieć albo nawet poprzeć – silniki benzynowe i diesle zaczęły być wypychane z centrów miast. W tym przypadku są jakieś argumenty do dyskusji: w centrach transport publiczny zorganizowany jest naprawdę nieźle; to miejsca gęsto zaludnione i takie, w których wiele osób przemieszcza się pieszo, nie ma więc żadnej potrzeby, by musiały wdychać spaliny samochodów tkwiących tam w korku.
Tak zaczęły powstawać – także przecież w Polsce, choć u nas jest to początkowe stadium – strefy czystego transportu. Najpierw, tak jak np. w Niemczech, zniechęcanie do wjazdu samochodem do miasta przybrało formę dodatkowych opłat dla samochodów niespełniających najnowszych standardów emisji spalin (choć – jak wiemy po „aferze Volkswagena” – przemysł motoryzacyjny próbował te ograniczenia szybko ominąć w nielegalny sposób, czyli tylko na testach emulując czystsze spaliny w pojazdach, a w rzeczywistości wypuszczając na drogi dużo więcej zanieczyszczeń niż deklarowane w dokumentach).
Zakaz wjazdu
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.