Już w przededniu wojny wymuszała na Warszawie ustępstwa w sferze transportu. Spór o przewoźników to kolejna, po sporze o zboże, bitwa w polsko-ukraińskiej wojnie handlowej.
Trwający od kilku tygodni spór o przewozy towarowe między Polską a Ukrainą nie jest nowy. Przed wojną Kijów i Warszawa ustalały konkretne limity zezwoleń wydawanych na wjazd samochodów ciężarowych z jednego kraju do drugiego. W przededniu inwazji rosyjskiej panował parytet. Granicę w obie strony mogło przekroczyć po 160 tys. ciężarówek rocznie. Polscy przewoźnicy nie wykorzystywali całej puli zezwoleń. Ukraińcy natomiast domagali się zwiększenia limitu do 200 tys.
Firmy transportowe z obu krajów zarabiały raczej na kursach na zachód niż na wschód. Polska jest natomiast od dawna potentatem w tej branży. Tanie usługi ukraińskich przewoźników to dla polskich firm bardzo groźna konkurencja.
W styczniu 2022 r. Ukraina zablokowała tranzyt kolejowy z Azji do Polski przez swoje terytorium. Oficjalnym powodem była konieczność przeprowadzenia prac remontowych na kolei. Tajemnicą poliszynela było jednak, że Kijów w ten sposób chciał na Warszawie wymusić ustępstwa w kwestii transportu drogowego. Ekipa Zełenskiego zdecydowała się na ten krok dosłownie w przededniu wybuchu wojny. Warto w tym kontekście przypomnieć, że od kilku miesięcy Kijów publicznie oskarża Warszawę o blokadę eksportu do UE ukraińskiego zboża, choć rzeczona blokada dotyczy tylko kilku krajów, a tranzyt przez polskie terytorium odbywa się bez problemów.
SZANTAŻ JAKO NARZĘDZIE
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.