Dobrze jest, gdy ludzie mogą się wypowiedzieć. Źle, gdy, jak w roku 2005, narzuca im się traktaty. O swej przyszłości powinni zadecydować sami Holendrzy, tak jak uczynili to niegdyś Brytyjczycy”. W dodatku wynik głosowania pokazuje, że mieszkańcy Europy „odrzucają sposób, w który działa dziś Unia Europejska”, i że „ chcieliby opanować napływ imigrantów”.
Tak Marine Le Pen, przywódczyni Zgromadzenia Narodowego, jak nazywa się obecnie dawny francuski Front Narodowy, skomentowała zwycięstwo prawicowej Partii Wolności (PVV) w wyborach parlamentarnych w Holandii. Zwycięstwo nieoczekiwane – bo nic nie wskazywało na to, by PVV kierowana przez Geerta Wildersa, mogła pokonać centrowych i lewicowych konkurentów, którzy od pół wieku niepodzielnie panują na holenderskiej scenie politycznej. Nawet kierownictwo partii nie liczyło chyba na taki sukces, skoro dopiero trzy dni przed głosowaniem postanowiło wynająć lokal na wieczór wyborczy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.