Jak informują media, przy wtorkowym zatrzymaniu Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika policja współpracowała ze Służbą Ochrony Państwa. To właśnie SOP, na polecenie szefa MSWiA Marcina Kierwińskiego, wskazał pomieszczenie, w którym przebywali Kamiński i Wąsik. To jednak nie wszystko – policjantów do Pałacu wpuścili funkcjonariusze SOP, którzy strzegą wejścia do budynku. – Zgodę musiał wydać szef prezydenckiej ochrony obiektu i dowódca zmiany, a jemu wydał polecenie jeden z komendantów – podkreśla informator Wirtualnej Polski.
Ponadto, przy policyjnej akcji zatrzymania nieformalnie współpracować miał były Komendant Stołeczny Policji gen. Michał Domaradzki. Obecnie jest on dyrektorem Stołecznego Centrum Bezpieczeństwa, które podlega pod Ratusz, czyli de facto pod Rafała Trzaskowskiego.
Kierwiński ocenia akcję policji
Minister spraw wewnętrznych i administracji ocenił działania policji w Pałacu Prezydenckim pozytywnie. Stwierdził, że współpraca między funkcjonariuszami a SOP była "perfekcyjna".
– Policja wystąpiła o stosowną pomoc do SOP-u i SOP w tej operacji także uczestniczył, także z tej perspektywy SOP zachował się tak, jak należy – powiedział.
Kierwiński powiedział, że zatrzymanie polityków PiS było trudne, bo obaj "zachowywali się tak, jakby Pałac Prezydencki był rodzajem azylu, takiego terytorium wyjętego spod polskiego prawa".
– Policja musi działać i wczoraj działała. Państwo okazało się skuteczne i ta próba takiej anarchizacji, bo to była próba anarchizacji życia publicznego ze strony panów Wąsika i Kamińskiego, nie udała się. I bardzo dobrze, że się nie udała, bo wszyscy jesteśmy równi wobec prawa – stwierdził.
– Służby działały tak, jak działały […] profesjonalnie, z pełnym poszanowaniem […] żeby nie narazić pana prezydenta na jakiekolwiek niedogodności wynikające z tego, co policja musi robić. […] Zatrzymanie w jego obecności byłoby bardzo niestosowne i źle widziane – dodał.
Czytaj też:
"Panie Tusku, nie złamiesz ich". Poruszające słowa żon Kamińskiego i WąsikaCzytaj też:
Mastalerek: Zachowanie policji doprowadziło do płaczu kobiety, które pracują w Pałacu Prezydenckim