– To nie dogmat wiary – to, co powiem – to moje osobiste przekonanie, które mi się podoba: Lubię myśleć, że piekło jest puste – mówił Franciszek. – To pragnienie, mam nadzieję, że taka jest też rzeczywistość, ale to pragnienie – stwierdził papież. Uderzyło mnie, że te słowa Franciszka wywołały tak wielkie poruszenie.
Jedni widzą w tym ostateczny dowód jego herezji, tak jakby brakowało innych, inni chwalą śmiałość, a wielu po prostu nie wie co o tym myśleć. A przecież Franciszek nie powiedział nic więcej niż to, co od kilkudziesięciu lat powtarza wielu (na szczęście nie wszyscy) katolickich, modernistycznych teologów. Jego stanowisko: „lubię myśleć, że piekło jest puste” nie odbiega znacząco od tego, co mówili jego poprzednicy, na czele z Janem Pawłem II, który to przecież obdarzył kapeluszem kardynalskim najbardziej znanego zwolennika tezy o nadziei na puste piekło, a mianowicie Hansa Ursa von Balthasara.
Również to polski papież nauczał wcześniej, że „«potępienia» nie można przypisać inicjatywie Boga, ponieważ w swej miłosiernej miłości pragnie On jedynie zbawienia istot stworzonych przez siebie. W rzeczywistości to istota stworzona sama zamyka się na Jego miłość”. Z pewnością człowiek sam się zamyka i Bóg nikogo do potępienia nie predestynuje, ale czy Bóg faktycznie nie osądza? Czy radykalizacja miłosierdzia nie prowadziłaby do przypisania Bogu kompletnej bierności, co się tyczy sądu? Czy nie uderzałaby w sens pojęcia kary?
Wydaje się, że tak można interpretować słowa Jana Pawła II: „«Potępienie» polega właśnie na ostatecznym oddaleniu się od Boga, które człowiek dobrowolnie wybrał i potwierdził ten wybór ostateczną pieczęcią w chwili śmierci. Wyrok Boży jedynie ratyfikuje ten stan”. Jeśli wyrok Boży jedynie ratyfikuje ten stan, to Bóg nie tyle okazuje się sędzią, co notariuszem. Nie tyle może ukarać, co musi przyjąć werdykt człowieka. Co najwyżej przyjmuje, z najwyższą możliwą niechęcią do wiadomości negatywną decyzję człowieka.
Przy czym wystarczy, by człowiek chciał być zbawiony i żaden osąd Boga go przed tym nie powstrzyma i mu tego nie odbierze. Czy taka możliwość – zatwierdzenia wyroku na samego siebie – jest w ogóle prawdopodobna nie jest jasne. Niby jest realna, chociaż trudno sobie wyobrazić, żeby spełnione zostały warunki, o jakich wspominał w kazaniu papież. Trudno sobie wyobrazić, żeby ktoś tak bardzo nienawidził siebie, żeby dobrowolnie i świadomie chciał swego zniszczenia. Byłaby to przecież postawa raczej demoniczna niż ludzka i trudno przyjąć, żeby tacy ludzie w ogóle istnieli. Co ciekawe brak tu wspomnienia o tym, że miarą dla oceny człowieka jeśli chodzi o jego los pośmiertny jest jego wiara i posłuszeństwo Prawu Bożemu.
Tak więc, mówił Jan Paweł II „potępienie pozostaje realną możliwością, jednakże bez specjalnego objawienia Bożego nie jest nam dane poznać, kogo z ludzi rzeczywiście to dotknęło”. W istocie według polskiego papieża wiara chrześcijańska wspomina jedynie o tym, że w piekle znalazły się „stworzenia duchowe”, na temat tego, czy jest tam jakikolwiek człowiek owa wiara rzekomo milczy. Przytaczam tu te fragmenty kazania z 28 lipca 1999 roku po to, żeby pokazać ciągłość i podobieństwo nauczania Franciszka i Jana Pawła II. Franciszek nie stwierdza, że piekło jest puste, a jedynie, że lubi tak o nim myśleć. Śmiało mógłby, gdyby chciał, powołać się na słowa swego polskiego poprzednika: piekło jest realną możliwością, ale rzekomo nie wiemy nic o tym, by ktoś się w nim poza Diabłem znalazł. Nikt nie przebywa w nim wbrew swej woli, znosząc zasłużoną, nałożoną przez Sędziego karę. A skoro tak to możemy mieć nadzieję, że jest puste.
Wiele razy pisałem o tym, że nauka o nadziei na puste piekło wydaje się sprzeczna z przekazem Tradycji i Nowym Testamentem. Czytelników portalu dorzeczy.pl zachęcam do przeczytania fragmentu mojego eseju z książki „Kontrrewolucja”, który pierwotnie ukazał się ponad dwadzieścia pięć lat temu. Polemizowałem tam przede wszystkim z nieżyjącym już księdzem Wacławem Hryniewiczem i wspomnianym Hansem Ursem von Balhasarem, propagatorami nadziei na puste piekło, pokazując szkodliwość tego nowego podejścia.