Gdyby tak w ramach dokonującej się „odnowy” telewizji publicznej zlikwidowano choć część królujących w niej teledurniejów, pożytek z tego byłby ogromny.
Bez żenady schlebiają one bowiem widzom najmniej wymagającym, których wprawiają w samozadowolenie, gdy – często w przeciwieństwie do grających – są w stanie odpowiedzieć prawidłowo na pytanie w skali trudności od jednego do dziesięciu zbliżonej do zera. Słabą pociechą jest to, że podobny, triumfalny przemarsz nieuctwa przez telewizyjne ekrany ma miejsce i gdzie indziej.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.