Pierwsza część filmu „Diuna” była opowieścią o stracie. Ród Atrydów, któremu powierzono zarządzanie najważniejszą planetą we wszechświecie, wpadł w pułapkę zastawioną przez wpływowych wrogów: imperatora Szaddama oraz złowrogi ród Harkonnenów. Książę Leto został zamordowany, jego armia wybita, a wdowa i jedyny syn – Paul – cudem uratowani znaleźli schronienie na pustyni, wśród Fremenów, rdzennych mieszkańców Diuny. O ich ocaleniu nie wie jednak nikt, dla reszty imperium sprawa jest jasna: spokój panuje w Arrakin (stolicy planety Arrakis zwanej także Diuną), Atrydów już nie ma, Harkonneni triumfują i to oni będą się teraz bogacić na produkcji przyprawy – substancji, która umożliwia podróże międzygwiezdne.
Była to opowieść o stracie rodziny, o stracie sojuszników i stracie wiary. Zdrada legła u podstaw klęski rodu, którego nawet jego przeciwnicy uważali za rodzinę prawą i szlachetną. Młody Paul i jego matka Jessika mogliby powtórzyć za Zbigniewem Herbertem: „Patrzymy w twarz głodu twarz ognia twarz śmierci / najgorszą ze wszystkich – twarz zdrady”.
Film zatytułowany po prostu „Diuna: Część druga” jest opowieścią o przemianie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.