Niedawno ukazały się w Polsce dwa książkowe wywiady: „Romaszewscy. Autobiografia” i „Trzeba się bić” – rozmowa z Leszkiem Balcerowiczem.
Ten pierwszy, przeprowadzony przez Piotra Skwiecińskiego, to fascynująca opowieść o rodzinie, która przez ostatnie 40 lat znajdowała się w samym centrum historii Polski. Rozmówcami są Zbigniew, który, niestety, zmarł przed zakończeniem rozmowy, i Zofia – współzałożyciele KOR, twórcy Biura Interwencji, ważni działacze Solidarności jawnej i podziemnej, kreatorzy konspiracyjnego Radia Solidarność, czynni politycznie również w trakcie III RP; a także ich córka, Agnieszka, działaczka NZS i dziennikarka.
Wywiad z Balcerowiczem przeprowadzony przez Martę Stremecką nie jest już tak ciekawy, pomimo że jego bohater odegrał w historii rolę bardziej znaczącą niż Romaszewscy.
Uderza redukcja jego horyzontów do mechanizmów makroekonomicznych. Balcerowicz wierzy, że wprowadzenie właściwych rozwiązań w tej kwestii rozwiąże wszystkie problemy.
W konsekwencji jedynym zagrożeniem, z jakim prowadzi wojnę, jest etatyzm. Ludzi dzieli na tych, którzy sprzyjają deetatyzacji, i ich przeciwników. Można jednak odnieść wrażenie, że pod tym podejściem ukrywają się także emocje, a polityczne oceny Balcerowicza ułożyły się w dużej mierze w momencie wprowadzania jego reformy i zależą od tego, jak kto do niej wówczas podchodził. Dlatego ekonomista nie dostrzega negatywnych posunięć ekipy SLD-PSL w dziedzinie gospodarki i, dla odmiany, pozytywnych działań rynkowych PiS w trakcie jego rządów.
Nie to jest jednak najważniejsze. Rzeczywistość ludzka to nie mechanizm i nie wystarczy wprowadzić właściwego algorytmu, aby zaczęła funkcjonować automatycznie.
W 1993 r. Robert Putnam opublikował „Demokrację w działaniu”, gdzie na przykładzie Włoch pokazywał, dlaczego w tym samym państwie przy tych samych prawach i instytucjach rozmaite regiony rozwijają się w dramatycznie odmienny sposób. Dowodził, że przyczyną są różnice w kapitale społecznym, czyli zespole nieformalnych norm organizujących zbiorowość i pozwalających ludziom mieć do siebie zaufanie.
Balcerowicz nie dostrzegał działań prowadzących do podważenia tego kapitału, nie widział odtwarzania się postkomunistycznej oligarchii, nie bierze pod uwagę splotu spraw międzypaństwowych, który zmusza nas, aby w międzynarodowej gospodarce wychodzić poza czysto ekonomiczne obliczenia.
Na to wszystko szczególnie uwrażliwieni są Romaszewscy. Balcerowicz jest więc u nich zdecydowanie negatywnym bohaterem. Dziedziczą inteligencką, PPS-owską tradycję. Marzą o „trzeciej drodze”, która nie sprawdziła się nigdzie, i nie potrafią docenić determinacji ministra finansów w stabilizowaniu gospodarki oraz wprowadzaniu mechanizmów rynkowych koniecznych do przezwyciężenia kryzysu.
Były one niezbędne, a to, że nie mogły wystarczyć, to już inna kwestia.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.