DoRzeczy.pl: Pani premier, jakie to są wybory? Czy to wybory, w których dla PiS-u najważniejsze jest wystawienie jak najsilniejszej reprezentacji w Parlamencie Europejskim? A może dominuje fakt, że to kolejne starcie z obozem Tuska? To dobra możliwość do pokazania żółtej kartki dla koalicji? A może to przedbieg przed wyborami prezydenckimi?
Beata Szydło: To przede wszystkim wybory o przyszłość Polski i Polaków. To najważniejsze w tej chwili. Chcemy wygrać z Platformą, mieć najlepszy wynik i jest to w naszym zasięgu. Dzięki temu chcemy wprowadzić jak największą liczbę europosłów do Parlamentu Europejskiego. To będzie oznaczało, że nasza frakcja, czyli EKR, będzie miała też większą reprezentację, a nasza pozycja w tej frakcji będzie silna. Daje to gwarancję dla dobrego rozwiązywania problemów Polaków i strzeżenia interesów Polski. Natomiast jesteśmy w cyklu wyborczym. To kolejne wybory po parlamentarnych i samorządowych, a naturalnie po wakacjach przejdziemy do wyborów prezydenckich. Trudno też nie mieć perspektywy, że w przyszłym roku będzie rozstrzygał się los Polski.
Czy to nie koniec cyklu kampanii wyborczych dla Beaty Szydło? Szykuje się Pani do kampanii prezydenckiej?
Rzeczywiście tych kampanii było sporo w ostatnim czasie. W tej chwili koncentruję się na kampanii do Parlamentu Europejskiego. Oczywiście, wszyscy będziemy się koncentrować na kampanii prezydenckiej. Będzie nam zależało na tym by kandydat Prawa i Sprawiedliwości wygrał te wybory. To istotne, żebyśmy mieli gwarancję, że ta zła władza, która w tej chwili w Polsce jest, została odsunięta…
Starałem się, by to pytanie było podchwytliwe…
Domyślam się (śmiech).
To szykuje się Pani do startu w wyborach prezydenckich?
O kandydaturze na prezydenta, o tym, kto będzie nas reprezentował, będziemy decydować po kampanii do Parlamentu Europejskiego. Pewnie po jakimś krótkim czasie odpoczynku.
Wybory do Parlamentu Europejskiego były zawsze nieco trudniejsze dla prawicy, ale spotykam się z opiniami, że tematy unijne są tym razem najważniejszymi tematami krajowymi. Słyszę od kandydatów, że jest duża świadomość obywateli na tematy unijne. Czy podczas rozmów z Polakami można odczuć, że mają świadomość tego, jak zmiany mogą wpłynąć na nasze codzienne życie?
Czy te wybory były trudniejsze dla nas? Wynik wyborczy z 2019 r. pokazał, że niekoniecznie. Wprowadziliśmy historycznie największą reprezentację polskich parlamentarzystów – 27 mandatów i odnieśliśmy zdecydowane zwycięstwo. W tej chwili jest inna sytuacja polityczna, co bierzemy to pod uwagę.
Przede wszystkim Polakom trzeba uświadomić, że w tych wyborach rozstrzyga się ich przyszłość, wiele spraw, które są teraz podejmowane w Brukseli, wpływają na ich codzienne życie. Frekwencja w wyborach do PE jest stosunkowo niska. Naszym zadaniem jest sprawić, by ludzie poszli do wyborów. Są też tacy, którzy w ogóle nie wiedzą, że są wybory. Ten cykl wyborczy, przechodzenie jednej kampanii w drugą powoduje, że są ludzie, którzy mniej interesują się polityką i nie wiedzą, że są wybory.
Oprócz rozmów na temat naszej propozycji wizji Unii Europejskiej, zagrożeń, które wypływają z obecnego kierunku obowiązującego w Unii, rozmawiamy również o konieczności informowania i przekazywania wiadomości, że trzeba iść i głosować. Jestem optymistką, wydaje mi się, że mamy duże szanse, żeby wygrać po raz kolejny. To będzie wymagało od nas determinacji i zaangażowania przez te kolejne dni do końca kampanii. Ona jest też specyficzna ze względu na to, że jest krótka. Robimy wszystko, żeby wygrać, stąd pracuję nie tylko w swoim okręgu wyborczym, ale też jestem w tej chwili w całej Polsce.
Czy w PiS-ie narosło rozgoryczenie, co do elit Unii Europejskiej? Te zrobiły wszystko, by w Polsce doszło do zmiany władzy, wykorzystując również brudne chwyty, jak w przypadku KPO. To wszystko wpływa także na spadek sympatii do Unii Europejskiej, co pokazują badania.
Nie jesteśmy przeciwko Unii Europejskiej, wręcz odwrotnie uważam, że nasze miejsce jest w UE. To dla nas gwarancja bezpieczeństwa i rozwoju. Niestety, to Unia Europejska się pogubiła i zmierza w bardzo złym kierunku. To wina biurokracji brukselskiej, elit, ugrupowań lewicowo-liberalnych, które na siłę forsują programy przeciwko UE, rozsadzają ją i niszczą wspólnotę. Te programy w sensie gospodarczym są antyunijne. Europejska gospodarka przestaje być konkurencyjna. Dotyka to ludzi, stąd widzimy protesty we wszystkich państwach UE i narastającą niechęć. To pokazuje, że ten kierunek jest zły, to zaczyna być dostrzegane również w innych krajach. Wzrost popularności ugrupowań konserwatywnych świadczy, że ludzie nie zgadzają się na taką politykę i szukają alternatywy. To trzeba zmienić, żeby Unia się nie rozpadła, żeby nadal mogła być tym projektem, który daje gwarancję bezpieczeństwa i rozwoju.
Czy w trakcie rozmów z europarlamentarzystami, chociażby z EKR-u daje się odczuć nadzieję, że wybory przyniosą lepszy wynik dla formacji spoza obozu władzy?
Tak, ten optymizm jest. Jest duża determinacja. Nasi koledzy z różnych krajów członkowskich bardzo mocno pracują w tej kampanii. Pracowaliśmy przez całą kadencję. Mamy bardzo zdroworozsądkowy program dla UE. Oczywiście jako EKR różnimy się w szczegółach, bo jesteśmy z różnych części Europy i każdy z naszych krajów ma inne problemy oraz stoją przed nimi inne wyzwania. Na pewno chcemy, żeby Unia Europejska zmieniła ten dotychczasowy kierunek, bo on jest zły dla Europejczyków. Trzeba wrócić do korzeni, budować Europę ojczyzn, trzeba szanować prymat prawa państwowego, parlamentów narodowych nad Parlamentem Europejskich. Nie można dać sobie wmówić, że jeżeli krytykujemy Unię Europejską, to chcemy by przestała istnieć lub dążymy do wyjścia z niej. To kłamstwo jest wręcz odwrotnie. Jeśli komuś zależy na UE, to powinien wskazywać na popełniane błędy i pokazywać lepsze rozwiązania. Inaczej ten projekt przestanie wkrótce być akceptowalny przez Europejczyków.
Czytaj też:
Czarnecki: Cieszę się, że Jarosław Kaczyński wskazał na mnieCzytaj też:
Rzońca: Nie będziemy spierać się z Konfederacją. Przeciwnikiem są liberałowie i lewica