Pop up, sklep tymczasowy, to efekt genialnego w swoim sprycie i prostocie marketingowego konceptu: otworzyć sklep na tydzień czy na miesiąc, a potem zamknąć. Ma to stworzyć wrażenie niedostępności, podkręcić zainteresowanie marką, wywołać sensację. Warszawa przerabiała taki eksperyment kilka razy, dotąd z markami z wyższej półki, choćby ekskluzywną Comme des Garçons. Ostatnio pop up zastosowała japońska sieć Uniqlo, otwierając jesienią ubiegłego roku próbny sklep w centrum Warszawy. To była przymiarka do czegoś większego. Japończycy byli zadowoleni z wyników, jesienią otworzą w Warszawie stały sklep tej popularnej na świecie sieciówki z prostymi ubraniami niezłej jakości i w przystępnych cenach.
W wypadku Sheina sensacji nie było. Tylko długa kolejka przed otwarciem w odległej od centrum Warszawy Galerii Młociny, potem kolejki do kas. Wystrój sklepu elegancki i nowoczesny, ale rzut oka na metki i materiały wskazuje, że towar na wieszakach jest mniej ekskluzywny niż można by sądzić po miejscu sprzedaży. Szok cenowy: bluzka za 12 zł, spodnie za 40, sukienka za 60.
Sklep tymczasowy zamknięto po pięciu dniach, ale sieć działa w najlepsze, tak samo jak na całym świecie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.