Ten refren ma oczywiście wydźwięk satyryczny, ale znakomicie pasuje do tego, co systematycznie wraca w polskim życiu publicznym w związku z napaścią Rosji na Ukrainę. To widzenie wojny przez pryzmat jedynie bohaterskich czynów, tak jak wielu na przykład Powstanie Warszawskie postrzega tylko poprzez fotografie uśmiechniętych, zawadiackich powstańców, zapominając o tragedii cywilów, gigantycznych stratach materialnych i o tym, jak ci sami powstańcy wyglądali po kapitulacji, po 63 dniach walki. Gdy mowa o bitwie o Monte Cassino, nuci się "Czerwone maki" i snuje mit o "zdobyciu" klasztoru (tak naprawdę Polacy walczyli tylko z tylnymi strażami cofających się wcześniej oddziałów niemieckich), a nie wspomina o relacjach, mówiących o odstręczającym i duszącym odorze trupów, rozkładających się w upale na zboczach góry. I tak dalej, i tak dalej.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.