• Piotr WłoczykAutor:Piotr Włoczyk

W lewo zwrot!

Dodano: 
Dyrektor Secret Service Kimberly Cheatle podczas przesłuchania przed Komisją Nadzoru
Dyrektor Secret Service Kimberly Cheatle podczas przesłuchania przed Komisją Nadzoru Źródło: PAP/EPA / MICHAEL REYNOLDS
Raport "Do Rzeczy" II Amerykańskie służby i siły zbrojne lepione są na nowo w myśl ideologii woke. Perspektywa prezydentury Kamali Harris, która pod tym względem jest dużo bardziej radykalna od Joe Bidena, oznacza przyspieszenie tego procesu.

13 lipca ponieśliśmy porażkę. Zamach na byłego prezydenta, Donalda Trumpa, jest największą porażką Secret Service od dziesięcioleci – powiedziała w zeszłym tygodniu Kimberly Cheatle, rezygnując z kierowania Secret Service. Odkąd okazało się, jak tragicznie nieprofesjonalne było Secret Service w dniu zamachu na Trumpa, republikańscy politycy i konserwatywni komentatorzy zaczęli kierować uwagę opinii publicznej na niepokojące zmiany, do których doszło w ostatnich latach w tej elitarnej – wydawałoby się – służbie.

Przede wszystkim chodziło o rewolucyjny zapał byłej już szefowej Secret Service do wprowadzania na siłę „różnorodności”, co jest jednym z fundamentów ideologii woke. – Zasiadając w tym fotelu, jestem bardzo świadoma tego, że musimy przyciągać różnorodnych kandydatów, dając szansę wszystkim w naszych szeregach, szczególnie kobietom – powiedziała Cheatle w zeszłym roku w wywiadzie dla stacji CBS, deklarując przy okazji, że wyznaczyła podległej sobie służbie jasny cel: do 2030 r. wśród nowo przyjętych funkcjonariuszy 30 proc. mają stanowić kobiety. Dlaczego akurat taki pułap wyznaczyła szefowa Secret Service? Czy chodziło po prostu o to, że dwie trzydziestki ładnie wyglądają obok siebie? Tego już Cheatle nie wyjaśniła. Eksperci do spraw bezpieczeństwa zwracali uwagę na dwie funkcjonariuszki Secret Service, które wyróżniały się na tle pozostałych ochroniarzy Donalda Trumpa. Niestety, wyróżniały się na niekorzyść. Pierwsza z nich stała się zresztą obiektem kpin w niezliczonych memach. Powodem była jej postawa: o ile męska część ochrony przygniotła Trumpa, zasłaniając go własnymi ciałami, o tyle ta dość korpulentna pani sprawiała wrażenie, jakby bała się strzałów. A po chwili, wyraźnie spanikowana, nie potrafiła odłożyć pistoletu do kabury. Druga z ochroniarek nie była z kolei w stanie zasłonić Donalda Trumpa podczas ewakuacji z miejsca zamachu, ponieważ była od niego o głowę niższa.

Artykuł został opublikowany w najnowszym wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także