Samemu artyście, który leżał już wtedy od dawna w zimnym grobie, nic z tego renesansu popularności jego dzieł nie przyszło Gdyby za życia dostawał choćby tysięczną część sum, za które dziś sprzedawane są jego dzieła, nie umarłby w tak strasznej nędzy. Jego imię oznacza dosłownie „Umiłowany przez Boga”, ale podobnie jak jego imiennik Amadeusz Mozart nie potrafił zamienić talentu na trwałą zamożność. W malarstwie wyprzedził swój czas i zapłacił za to gorzką cenę. Amedeo Clemente Modigliani (1884–1920) jest głównym bohaterem wystawy w Muzeum Barberini w Poczdamie, na której zgromadzono eksponaty z 53 muzeów i kolekcji prywatnych.
Zasłonięty własnym mitem
Są artyści, których twórczość jest mniej znana niż ich dramatyczny życiorys. Pamiętam, że w moim liceum w latach 80. w szkolnej bibliotece był egzemplarz wydanej w latach 60. biografii Modiglianiego „Piekło i raj” pióra André Salmona, który dosłownie rozsypywał się w rękach, tak był doszczętnie sczytany. Piosenka „Nasz Modigliani” grupy Nasza Basia Kochana była bun towniczym hymnem młodzieży w latach 70. „Życie jest darem od nielicznych dla wielu / Od tych którzy wiedzą i mają / Dla tych którzy nie wiedzą i nie mają”. Użyte w piosence Jerzego Filara słowa to cytat z listu Modiglianiego do swej muzy Ludwiki (Luni) Czechowskiej. Ta córka anarchisty z warszawskiej Pragi była przez wiele lat najbliższą powiernicą rozterek artystycznych malarza.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.