MOJA PÓŁKA | Kiedy w 2003 r. ukazało się pierwsze wydanie „Czerwonego ołówka”, opowieści Elżbiety Isakiewicz o – jak głosi podtytuł tej książki – „Polaku, który ocalił tysiące Żydów”, nazwisko Henryka Sławika dopiero stawało się rozpoznawalne.
Od tamtego czasu przybyło książek o nim, zrealizowano film dokumentalny, wzniesione zostały pomniki (ostatni trzy lata temu w Szerokiej, dzielnicy Jastrzębia-Zdroju, miejscu urodzenia bohatera), patronuje też trzem szkołom na Śląsku, a Poczta Polska wydała znaczek z jego podobizną. A jednak autorka „Czerwonego ołówka” na końcu przedmowy do obecnego, rozszerzonego wydania książki przywołuje swoje marzenie sprzed 20 lat, wciąż to samo: „Że – powiedzmy – jadę tramwajem, a jeden z pasażerów czyta sobie Sławikową historię. Albo pytam napotkanego nastolatka:
– Wiesz, kto to był Henryk Sławik? A on, obruszony, odpiera:
– No pewnie! A pani nie wie?”.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.