– Kierowcy, żołnierze i policjanci robią badania lekarskie. Dlaczego myśliwy nie ? – pytał wiceminister klimatu i środowiska Mikołaj Dorożała. – Jeśli lekarz faktycznie nie da zgody, bo ktoś już ma swoje lata i nie może polować, no to trudno – zaznaczył. Zdaniem polityka Według niego poddanie się takiemu badaniu powinno być obowiązkowe co 4-5 lat.
Z takim podejściem nie zgadza się były prezydent Bronisław Komorowski. – Ja bym pana ministra Dorożałę też skierował na badania, najchętniej. Żeby być ministrem trzeba mieć kwalifikacje i szczególne podejście do obszaru, za który się odpowiada. Nie słyszałem jeszcze, żeby odpowiedzialnym za leśników, myśliwych był ktoś, kto nienawidzi myśliwych i nie znosi leśników. To jest chore – grzmiał w Radiu ZET Komorowski.
Dorożała: My mamy argumenty
"Wracamy do tematu, który jest wałkowany od lat. Już w 2018 roku została podjęta decyzja w kwestii badań okresowych dla myśliwych, ale w ubiegłym roku poprzedni rząd sprytnie się z tego wycofał. Wtedy jeden z polityków i jednocześnie myśliwych powiedział, że myśliwym badania nie są potrzebne, bo sami nawzajem się sprawdzają i jest wszystko dobrze. Tylko to tak, jakby kierowca zawodowy stwierdził, że jego kolega powiedział, że on przecież jest zdrowy, więc po co mu badania" – ocenił teraz Dorożała w wywiadzie dla "Wprost".
Wiceminister przekonuje, że ta sytuacja nie służy przede wszystkim środowisku myśliwych. "Rozmawiam z myśliwymi w terenie i wiem, że wielu jest takich, którzy rozumieją, że trzeba odpuścić, mogą się przebadać raz na 4 czy 5 lat. Sondaże pokazują jasno, że 94 procent Polaków jest za tym, żeby myśliwi przechodzili badania okresowe. Gdyby zarząd PZŁ przyjął to do wiadomości, mogliby na tym zyskać wszyscy myśliwi. Chociażby wizerunkowo, pokazując, że rozumieją, iż czasy się zmieniły" – stwierdził
Odnosząc się bezpośrednio do słów byłego prezydenta, Mikołaj Dorożała powiedział: "Wypowiedź pana prezydenta odbieram jako emocjonalną, a my naprawdę mamy argumenty".
"Nie przyszedłem, żeby zniszczyć łowiectwo, tak jak mi się próbuje zarzucać. Mówię, że myśliwi powinni przechodzić badania okresowe, a z listy łownej powinniśmy zdjąć między innymi jarząbka, którego strzela się 72 osobniki rocznie. Ale w zamian słyszę, że to zamach na łowiectwo, grożący upadkiem rolnictwa, potężne zagrożenie bezpieczeństwa żywnościowego Polski. To jest absurdalny populizm, który widać gołym okiem. To, że ja nie poluję i nie zacznę polować, nie może odbierać mi prawa do zarządzania tą częścią w ministerstwie. W demokratycznych krajach umówiliśmy się po II wojnie światowej, że ministrem obrony nie jest wojskowy. Tutaj jest podobnie" – podsumował wiceszef MKiŚ.
Czytaj też:
Możdżonek: Myśliwi staną do walki z hejtem