W środę prokuratura skierowała akt oskarżenia wobec Ryszarda Czarneckiego w sprawie "kilometrówek". "Gazeta Wyborcza" twierdzi, powołując się na akta sprawy, że były europoseł PiS, składając sfałszowane wnioski o zwrot kosztów podróży wpisywał fikcyjne dane łącznie 18 pojazdów, w tym 14 samochodów, dwóch motorowerów, motocykla i ciągnika siodłowego.
Czarnecki zabiera głos
Polityk odniósł się do fakty skierowania przeciwko niemu aktu oskarżenia. Zgodnie z posiadaną przez niego wiedzą, Parlament Europejski na prośbę prokuratury stwierdził pisemne, że nie ma wobec niego żadnych roszczeń finansowych z tytułu błędów w rozliczaniu "kilometrówek". Były europoseł już kilka lat temu zwrócił całą kwotę. PE ma zupełnie inne zdanie, co do kwot, które podnosi prokuratura.
"Konkluzja: pracodawca dogadał się z pracownikiem. W tej sytuacji w 99 proc. prokuratura sprawą się nie zajmuje lub ją umarza (tym bardziej, że Państwo polskie nie poniosło żadnej straty). Ale tym razem nie, bo chodzi o polityka PiS!" – napisał Czarnecki.
Kilometrówki europosła
Sprawa tzw. "kilometrówek" jest medialnie znana od kilku lat, jednak ponownie zrobiło się o niej głośno w połowie sierpnia, kiedy polityk usłyszał prokuratorskie zarzuty. Zawiadomienie w sprawie byłego europosła złożył wcześniej Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych.
Czarnecki konsekwentnie twierdzi, że jest niewinny. W wydanym oświadczeniu podkreślił, że to nie on wypełniał wnioski o rozliczenie podróży, o których mówi prokuratura. Polityk PiS oznajmił, że przed sądem dowiedzcie swojej niewinności. Zasugerował też, że sprawa ma wyraźny kontekst polityczny, ponieważ jego prawnicy dopiero od piątku znają te akta, którymi wcześniej dysponował dziennikarz "Gazety Wyborczej".
Czytaj też:
Tusk: Wadliwe werdykty SN będą opatrzone przypisemCzytaj też:
Bodnar reaguje na zarzuty Tuska. Pisze o "państwie demokratycznym"