Chwilę po sejmowym wystąpieniu prezydenta Andrzeja Dudy dziennikarze telewizyjni proszą o komentarz jednego z posłów Platformy. Ten mówi, że prezydent w swym przemówieniu znowu pokazywał, iż Polska jest w ruinie, nie potrafił wyjść poza podziały, zachowywał się, jakby uczestniczył w wiecu wyborczym. Dowodem ma być to, że… nie wszyscy bili mu brawo.
Przecieram oczy ze zdumienia, zastanawiam się, czy razem z politykiem PO oglądaliśmy i słuchaliśmy tego samego wystąpienia. Przecież Duda mówił o porozumieniu, nawoływał do wzajemnego szacunku, podkreślał potrzebę wspólnoty. Unikał jak ognia wszystkiego, co mogło być uznane za konfrontacyjne. Stwierdził, że polska polityka zagraniczna nie potrzebuje rewolucji, a jedynie korekty; zaproponował nawet, by instytucja broniąca dobrego imienia Polski została powołana wspólnie przez prezydenta, premiera i ministra spraw zagranicznych. Gdzie, do licha, była tu zatem mowa o ruinie? Chyba że dowodem rzekomej agresji miało być wspomnienie o niedożywionych dzieciach na terenach wiejskich.
Tak, ta szybka reakcja posła rządzącej koalicji i podobne w tonie komentarze antypisowskich zagończyków są tyleż opisem rzeczywistości, ile wyrazem złości. Pierwsze wystąpienia Andrzeja Dudy pokazały, że PO ma twardy orzech do zgryzienia. Krótko mówiąc, Duda zabija Platformę miłością jeszcze skuteczniej, niż robił to z PiS przed laty Donald Tusk. Nie bardzo wiadomo, za co go zaatakować. Wypowiada się sprawnie, mówi bez kartki i na temat, z ludźmi nawiązuje kontakt łatwo, zamiast naburmuszenia ma na twarzy uśmiech. Duda jest żywym zaprzeczeniem obrazu prawicowca, który przez lata próbowali Polakom wtłoczyć w głowę rządowi propagandyści. Potrafił wykonać gesty dobrej woli, których nikt się nie spodziewał – jak choćby list do czytelników programowo mu przeciwnej „Gazety Wyborczej”. Warto przypomnieć, że na nic podobnego wobec niechętnych im mediów nie zdobył się żaden ważny polityk PO.
Oczywiście wszystko to może doprowadzać rządzących do furii. Popularność Dudy z każdym dniem widoczniej będzie się przekładać na poparcie dla PiS w nadchodzących wyborach. Platforma wpadła we własne sidła. Przez lata zdobywała poparcie, demonizując przeciwnika. Ta strategia była skuteczna tak długo, jak w roli lidera opozycji występował Jarosław Kaczyński. Wystarczyło jednak, że prezes PiS zrobił unik, wycofał się i Platforma straciła główne źródło swej siły. Mimo wysiłków nie udaje się jej wywołać histerii. Przeciwnie. Jeśli coś rzucało się w oczy w czasie uroczystości przejmowania urzędu przez Andrzeja Dudę, to radość, poczucie satysfakcji i godności towarzyszących mu tłumów. Po prostu Duda budzi sympatię i życzliwość, a nie strach i przerażenie – jakby chcieli lewicowi publicyści.
Kilka miesięcy przed wyborami PO nie potrafi znaleźć żadnego pomysłu na osłabienie „efektu Dudy”. Całkowita zmiana władzy jesienią staje się coraz bardziej prawdopodobna. Dzień objęcia urzędu prezydenta przez Andrzeja Dudę bardzo ten proces przyspieszył.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.