Proszę zrobić mały test. Jadąc przez polskie miasto, najlepiej duże, co jakiś czas proszę spróbować sobie przypomnieć, znak limitu prędkości z jakim oznaczeniem państwo ostatnio minęli, a zatem – z jaką maksymalną prędkością mogą państwo w danej chwili jechać. Daję głowę, że wielu z państwa – podobnie jak ja – będzie miało z tym problem. Toniemy bowiem w powodzi znaków: najpierw 40 km/godz., zaraz potem 70 km/godz., nagle 50 km/godz. i znów 70 km/godz. I tak dalej, bez końca i bez początku.
Znaki w Polsce ustawione są bowiem po to – i tego właściwie nikt nie kryje – by dostarczać pieniędzy z mandatów budżetom państwa i gmin. A więc po to, by czynić z Polaków ludzi łamiących prawo lub co najmniej wykraczających przeciw niemu i móc ich za to coraz ostrzej karać.
Proszę mi jednak wierzyć, można też inaczej. Aby się o tym przekonać, wystarczy przejechać się choćby po Irlandii, po której podróżowałem tego lata. Czego tam doświadczyłem? Otóż przez niemal całą Irlandię można przejechać z prędkością 100 km/godz. (na autostradach – 120 km/godz.). Nawet po tych drogach, po których za nic nie da się z taką szybkością poruszać – bo są zbyt kręte, zbyt strome, zbyt wąskie i często bez poboczy. Z taką samą prędkością – 100 km/ godz. – można jeździć nie tylko po terenie niezabudowanym, lecz także przejeżdżać przez chyba większość wsi, a tylko w większych miejscowościach trzeba zwalniać do 50 lub 60 km/godz.
W dodatku przez całą podróż nie spotkałem ANI JEDNEGO fotoradaru, ANI JEDNEGO samochodu policyjnego i ANI JEDNEGO policjanta. A zrobiłem grubo ponad 1000 km. Ale też o co policjanci mieliby się zasadzać przy drogach, skoro ich zadaniem nie jest polowanie na kierowców wpadających w pułapki zastawiane przez stawiających znaki ograniczające prędkość urzędników i polityków?
Prowadząc auto w Irlandii, nie ma się więc problemu z przypomnieniem sobie, z jaką dozwoloną szybkością można w danej chwili jechać. To 100 km/godz. poza miastem, a w mieście 50 lub 60 km/godz. Zwykle przy wjeździe do miasta stoi oznaczenie ograniczenia prędkości i – bez jakichkolwiek zmian – ten sam limit obowiązuje do wyjazdu z niego. Proste, prawda?
I jakże ułatwiające życie kierowcom, którzy mogą się skupić na tym, by po prostu jechać bezpiecznie, czyli – także – z bezpieczną prędkością. A bezpieczna prędkość zależy nie tylko od warunków panujących na drodze, lecz także umiejętności i sprawności kierowców, więc tylko oni – w ostatecznym rozrachunku – potrafią ją w danym miejscu i chwili określić. Proszę też zwrócić uwagę, jak takie uczciwe traktowanie kierowców komplikuje pracę irlandzkim urzędnikom – ministrowi finansów i skarbnikom gmin. Jak utrudnia im bilansowanie budżetów, uboższych o strumień pieniędzy z mandatów za przekroczenie prędkości. I o ileż rośnie liczba nieukaranych, przestrzegających prawa obywateli, którzy z tym większym przekonaniem mogą dochodzić swoich praw.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.