DoRzeczy.pl: TSUE wskazuje na rebelię Trybunału Konstytucyjnego w Polsce, który uznaje polskie prawo wyżej nad prawem unijnym. Co pan na to?
Bartłomiej Wróblewski: Mamy tutaj płaszczyznę prawną i polityczną tego sporu. I te dwa wymiary się przenikają. Z jednej strony mamy spór prawny między Polską a Unią Europejską, który jest częścią sporu toczącego się we wszystkich krajach członkowskich od wielu dekad. I instytucje Unii i państwa członkowskie mają swoje argumenty prawne w tym sporze. Z drugiej strony mamy jednocześnie konkretny spór polityczny, kto ma mieć dzisiaj ostatnie słowo w najważniejszych sprawach w Europie: unijny establishment czy europejskie społeczeństwa?
Nie jest to oczywiste?
Z punktu widzenia naszego prawa i orzecznictwa polskiego Trybunału Konstytucyjnego rzeczywiście sprawa jest oczywista. Zgodnie z artykułem 8 Konstytucji jest ona najwyższym prawem Rzeczypospolitej. Natomiast z punktu widzenia prawa europejskiego ostatecznie wszystkie regulacje prawa krajowego muszą być zgodne z prawem unijnym, bez znaczenia o jakie krajowe regulacje chodzi, a więc także o ustawę zasadniczą. Przy czym to Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej ocenia, co wchodzi w zakres kompetencji Unii, a następnie czy w tym obszarze polskie prawo i działania państwa są zgodne z traktatami konstytuującymi Unię Europejską. I w tym duchu, prymatu prawa unijnego, jest wypowiedź rzecznika generalnego TSUE. Natomiast jednocześnie jest ona okraszona retoryką polityczną, w której najbardziej wybrzmiewają słowa o „rebelii”. Polska twardo broniąc swojej suwerenności jest rebeliantem, sama nie słucha starszych i mądrzejszych, a dodatkowo daje zły przykład innym.
Natomiast to kolejny raz, gdy podważa się polską suwerenność i łamie traktaty unijne, bo nigdzie nie było mowy o tym, że polska konstytucja ma być niżej od prawa unijnego.
Polska nie jest pierwszym państwem, które sprzeciwia się prymatowi prawa unijnego. Jednak Polska została potraktowana jako rebeliant, bo w ostatnich latach mocno, w tym poprzez orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, zakwestionowała tezę o nadrzędności prawa europejskiego nad prawem krajowym, w tym Konstytucją. Teza o nadrzędności prawa europejskiego kształtowała się od lat 60-tych we Wspólnotach Europejskich, które w 1993 r. zostały przekształcone w Unię Europejską. I od samego początku budziła kontrowersje w państwach członkowskich. Ich wyrazem były między innymi znane orzeczenia Federalnego Trybunału Konstytucyjnego, rozpoczynające się od wyroku "Solange" z 1974 roku.
Niemiecki Trybunał stanął na stanowisku, że w Niemczech najwyższym prawem jest niemiecka Ustawa Zasadnicza, a tym samym ostatnie słowo w sporach prawnych należy do Federalnego Trybunału Konstytucyjnego. Jednocześnie ostatecznie jednak stwierdzał, że integracja europejska jest także wartością konstytucyjną, że ponieważ nie ma zagrożenia dla niemieckiej państwowości i suwerenności, to on ze swoich kompetencji na ten moment korzystać nie będzie. Kiedy przystępowaliśmy do Unii było oczywiste, że spory między prawem unijnym a prawem krajowym będą także w Polsce. Ryzyka z tym związane były jednak wówczas bagatelizowane, spory wyciszane, żeby – jak mówiono – nie szkodzić procesowi integracji europejskiej.
O czym w szczególności powinniśmy pamiętać w tej sprawie?
Dwie sprawy wydają się kluczowe. Po pierwsze, nie możemy rezygnować z prawa do decydowania o tym, jakie sprawy przekazaliśmy Unii Europejskiej, a jakie nie. Jeśli przyjmiemy, że decyduje o tym ostatecznie Trybunał Sprawiedliwości UE, tracimy kontrolę nad własną suwerennością. Traktaty tworzące UE są bowiem tak obszerne, a wielu miejscach ogólne i niejednoznaczne, że dają podstawy Trybunałowi uznać praktycznie w każdej sprawie, że została ona przekazana Unii. W ostatnich latach widzieliśmy to w interwencjach instytucji europejskich w reformy polskiego wymiaru sprawiedliwości. Mimo, że w oczywisty sposób sprawy te nie były oddane Unii, znajdowano w Europie sposób, zwykle jakiś prawny wytrych, żeby interweniować, nakładać na Polskę ograniczenia i sankcje. Po drugie, nawet w materiach przekazanych Unii, szczególnie w sytuacji konfliktu traktatów, rozporządzeń czy dyrektyw z Konstytucją, musimy zachować prawo do ostatniego słowa. Nie oznacza to, że nie chcemy honorować podjętych zobowiązań. Powinniśmy to robić zgodnie ze starą zasadą, że umów należy dotrzymywać. Ale nigdy przekazanie kompetencji nie jest bezwarunkowe. W sytuacjach krytycznych musimy zachować prawo do ostatniego słowa. Rezygnując z prymatu polskiej konstytucji pozbawilibyśmy się suwerenności.
Czytaj też:
Romanowski złożył zawiadomienie do prokuratury. Chodzi o Bodnara i KornelukaCzytaj też:
Morawiecki: Mogę udzielić Gawkowskiemu i Tuskowi korepetycji
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.