DoRzeczy.pl: Donald Tusk wprost stwierdza, że stoicie po stronie Putina, bo nie popieracie "Tarczy Wschód" i nie chcecie jej wzmacniać. Co pani na to?
Anna Zalewska: Donald Tusk, jak zwykle, kłamie i to codziennie, nawet kilka razy dziennie. Po pierwsze, jeśli chodzi o „Tarczę Wschód”, czyli poprawkę zgłoszoną w ostatniej chwili, to oczywiście zagłosowaliśmy "za". Tusk nie musiał nawet o to zabiegać w Komisji Europejskiej, ponieważ rząd nie wydał 20 miliardów złotych z ubiegłorocznego budżetu MON. Mają więc pieniądze na „Tarczę Wschód” i mogą podejmować decyzje w tej sprawie niezależnie. Natomiast rezolucja, o której mowa, to dokument niewiążący i dotyczyła zupełnie czegoś innego, a nie „Tarczy Wschód”. Tak naprawdę wykorzystywała potrzebę konsolidacji sił, by – mówiąc brutalnie – po trzech latach wojny i 16 pakietach sankcji forsować rozwiązania antyamerykańskie i godzące w suwerenność państw członkowskich.
W jaki sposób?
Po pierwsze, znalazły się w niej zaczepki wobec Stanów Zjednoczonych, ale to jeszcze nie jest najważniejsze. Kluczowe jest to, że przegłosowano rezygnację z jednomyślności w kwestiach obronnych. Oznacza to, że decyzje dotyczące obronności poszczególnych krajów podejmowałaby Komisja Europejska, budując różne większości. To likwiduje prawo weta. Po drugie, rezolucja mówi o wspólnych zakupach, a inne dokumenty wskazują, że mają one odbywać się wyłącznie w granicach Unii Europejskiej. W praktyce oznaczałoby to, że kraje mające podpisane kontrakty np. ze Stanami Zjednoczonymi czy Koreą Południową byłyby zmuszone do ich zerwania. I po trzecie, cała decyzyjność w kwestiach obronnych byłaby w rękach Komisji Europejskiej. Mówiąc obrazowo – mogłaby ona zdecydować, że polscy żołnierze mają zostać wysłani na Ukrainę.
To rzeczywiście przerażająca perspektywa. Na razie to tylko rezolucja i to bez skutków prawnych. Może nic z tego nie wyniknie?
Może, ale Komisja Europejska bardzo tego chce. Po pierwsze, już pojawia się liczba 800 miliardów euro. Unia Europejska lubi tę kwotę – choć jest ona bliżej nieokreślona. Na początku tej kadencji Mario Draghi, ekspert UE, mówił, że aby konkurować z USA i Chinami, Europa musi rocznie znaleźć 800 miliardów euro na wzmocnienie gospodarki. Teraz znowu pojawia się ta sama liczba, ale nikt nie potrafi powiedzieć, skąd te pieniądze miałyby się wziąć. A tak naprawdę chodzi o to, by kraje członkowskie dalej się zadłużały. Unia „łaskawie” nie będzie liczyć tych pożyczek do procedury nadmiernego deficytu – oczywiście na razie. Mówi się o 150 miliardach euro na wspólne zakupy. Tych pieniędzy nie ma, więc Unia po prostu je pożyczy, a potem my będziemy pożyczać od niej. Jasno też wskazano, że zakupy i inwestycje będą realizowane wyłącznie w obrębie UE. Oznacza to, że jeśli Polska ma podpisane umowy np. z USA, a Francja potrzebuje podzespołów, Polska będzie zobowiązana do zerwania kontraktów – bez żadnych rekompensat – by wesprzeć francuską produkcję. Mówi się także o sięgnięciu po fundusze strukturalne, społeczne i Fundusz Odbudowy. To akurat byłoby racjonalne – warto szukać oszczędności. Ale na razie to tylko zapowiedzi. Mówi się o jakiejś linii kredytowej Europejskiego Banku Inwestycyjnego, choć obecnie nie ma on w swoim statucie możliwości finansowania inwestycji obronnych. Więc trzeba by go zmienić. Co więcej, podkreślono, że to wszystko ma się wydarzyć do 2030 roku. Gdy Europa się „obudziła”, miało być to na już, na zaraz. A teraz nagle okazuje się, że mówimy o 2030 roku. Trzeba czytać te rezolucje w kontekście zapowiedzi. Póki co czekamy na konkretne dokumenty.
Pani poseł, czy nie ma pani wrażenia ogromnego chaosu w działaniach Unii Europejskiej?
Coraz mniej osób się orientuje – myślę, że nawet Komisja Europejska już się w tym gubi. Słyszymy różne kwoty, różne pomysły i wizje, ale wszystko to jest już zapisane w budżecie. To mieszanie i powtarzanie tych samych liczb, które były wcześniej planowane. Największy problem to jednak przyszłość. Nie chodzi tylko o przyszły rok – choć tam już brakuje 30 miliardów euro – ale o cały następny okres finansowy. Polski komisarz, pan Serafin, mówi, że budżet będzie mniejszy, bo trzeba spłacać 540 miliardów euro zadłużenia. Od 2028 roku zaczną też rosnąć odsetki od Funduszu Odbudowy, w tym KPO dla Polski. Krótko mówiąc – pieniędzy nie ma. Unia celowo wywołuje chaos, żeby to ukryć. Biurokracja rozrasta się wbrew zapowiedziom jej ograniczenia. Nawet dokument, który miał „odburokratyzować” system, w rzeczywistości jeszcze go komplikuje. Co więcej, w samej Komisji Europejskiej nikt nie patrzy na siebie nawzajem. Jeden departament nie konsultuje się z drugim, a każdy mnoży swoje własne dokumenty. Panuje totalny chaos, a każda nowa decyzja tylko go pogłębia.
Czytaj też:
Orban dał za wygraną. Jest porozumienie UE w sprawie sankcji na RosjęCzytaj też:
Szef PSL jasno o przyszłości Hołowni. "Mamy umowę koalicyjną"
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.