Kocham i nienawidzę. Mniej więcej taki stosunek ma do rodzinnego miasta Paolo Sorrentino.
Nie zamyka oczu na neapolitańską brzydotę, lecz dzielnicę nędzy filmuje po zmroku, w onirycznej konwencji godnej pędzla caravaggionisty. Stolicę południowych Włoch można pokazywać również z innej, słonecznej perspektywy i reżyser skwapliwie z tej opcji korzysta. Morze, Wezuwiusz, Capri, przestrzeń. Krajobraz, niezmienny od wieków, utrwalony na obrazach, które bogaci turyści zabierali do domu jako pamiątkę Grand Tour. Świat oglądany z tarasu palazzo, ozdobionego antycznymi rzeźbami, kojarzy się z rajem. A w raju trzeba uważać na węże.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.